JESSICA
- I pamiętajcie... Życie nie daje nam tego czego chcemy, jedynie to co dla nas ma. Ten cały okres tu, na ziemi... Ten cały okres niemal na pewno ma sens.
Malutka, obskurna sala wypełniła się dźwiękiem nieśmiałych oklasków.
Czułam się nieswojo. Otarłszy z czoła pot, który był wynikiem zdenerwowania, próbowałam się uspokoić. Dlaczego wciąż nie widziałam Harrego? Dlaczego nie czułam na sobie jego czułego wzroku, nie widziałam pocieszającego uśmiechu? Gdy orzeźwiająca myśl, że stało się coś złego, dotarła do mojej głowy, wręcz zachwiałam się pod jej wpływem.
- Czy coś się stało? - usłyszałam szept.
- Nie, nie, tylko trochę tu duszno.
Uśmiechając się sztucznie, nerwowo rozglądałam po pomieszczeniu.
- Czy ta książka opowiada o pani życiu? - zapytała staruszka w pierwszym rzędzie, w ręku dzierżąc napisaną przeze mnie historię - To znaczy... czy wszystkie nieszczęścia, które spotkały główną bohaterkę to pani doświadczenia?
Ledwo dotarł do mnie sens pytania, a On, zdyszany, wpadł do sali. Widząc wyraz jego twarzy i szklące się oczy, zbladłam, a tysiące myśli znów uderzyło mi do głowy. Jedna z nich sprawiła, że zaczęłam spazmatycznie oddychać.
On... On już wiedział.
- Oczywiście, że nie. - machnęłam ręką, opanowując drżenie gardła - To prawda, spotkało mnie w życiu wiele złego, aczkolwiek nie ośmieliłabym się napisać o tym książki.
Wzrok Harrego, przepełniony żalem, odrazą i niezrozumieniem, przeszywał mnie na wylot. Niemal paliłam się ze wstydu, nie mogąc zrozumieć, dlaczego się dowiedział, jak tego dokonał.
- Poza tym - kontynuowałam moje piękne kłamstwo - Powieść nie kończy się dobrze w przeciwieństwie do mojego życia. Ja odnalazłam miłość, szczęście i spełnienie. Moje życie kończy się happy endem.
Spuściłam głowę, gdy opuścił pomieszczenie, uprzednio obrzucając mnie ironicznym spojrzeniem.
Kolejny raz wszystko zawaliłam.
- Czy napisze pani jeszcze jakąś książkę? - usłyszałam kolejne pytanie.
- Nie sądzę - wyszeptałam, powstrzymując łkanie.
Wybiegłam z budynku jak oparzona, ocierając mokre i rozgrzane policzki. Nie mogłam tak po prostu Go stracić, wypuścić z objęć to, czym obdarował mnie skąpy los. Drżącymi dłońmi szukałam w torebce kluczy do samochodu, jednak poprzez moje zdenerwowanie wyślizgnęła się, a cała zawartość wylądowała na chodniku. Wciąż łkając, podniosłam z ziemi szukany przedmiot; o resztę w ogóle się nie martwiłam.
Biegiem ruszyłam w stronę mojego rozklekotanego auta, gubiąc po drodze pozostałe rzeczy, które trzymałam w rękach. Niemalże się dusząc, dotarłam do samochodu.
- Gdzie się tak spieszysz, mała? - usłyszawszy to, zamarłam, po czym zaczęłam głośniej łkać - Co się stało?
W momencie, gdy poczułam na ramieniu dotyk jego dłoni, odskoczyłam.
- Zostaw mnie. - wycedziłam przez zęby.
- Powiedz mi, co się dzieje.
- Zostaw mnie!
Siłą złapał mnie za nadgarstki, zmuszając, bym na niego spojrzała. To wszystko przez niego!
- Zostaw mnie, powiedziałam! - odepchnęłam go, powracając do płaczu - On już o wszystkim wie, rozumiesz?! Wszystkiego się dowiedział! - zaczęłam nim szarpać, dusząc się i kaszląc - To ty mu powiedziałeś, przyznaj się!
- Jessica, uspokój się do jasnej cholery! Nic mu nie mówiłem!
- Jak on mógł się dowiedzieć? Przecież, przecież tak się staraliśmy... Boże, jak mogłam go zdradzać?!
Krzyczałam jak wariatka, uderzając jednocześnie pięściami w jego tors.
- Opanuj się, kobieto! Zaraz tam pojedziemy, wyjaśnimy mu wszystko, on ci wybaczy, to jest przecież Harry !
- Nie zbliżaj się do mnie i nie mów tak! Jak ja to naprawię... - złapałam się za głowę, w ogóle nie rozumiejąc co się ze mną dzieje.
- Czyli najpierw się ze mną pierdolisz, a teraz mam się nie zbliżać, bo to moja wina, tak?! Sama chciałaś ! Do niczego cię nie zmuszałem!
- Nienawidzę cię, Zayn ! - powiedziawszy to, wsiadłam do samochodu i odjechałam, ignorując jego szaleńcze walenie w szybę i wrzaski.
Jesteś dziwką, Jess.
Sama nie wiem, kiedy to się zaczęło. Ledwie poczułam odrobinę miłości i szczęścia, a wszystko ponownie się posypało. Zupełnie jakby do moich życiowych drzwi zapukała radość, weszła na herbatkę, pozwoliła poczuć trochę ciepła, po czym odeszła, pozostawiając mnie nienasyconą i zagubioną. Zupełnie jakby się zgubiła i trafiła nie w to miejsce co powinna, dopiero po jakimś czasie to odgadując i znikając czym prędzej.
A może ja po prostu nie mogę być szczęśliwa?
Od wizyty policjantów Liam miał poważne kłopoty. Zabrali mnie na przesłuchanie jako jednego z nielicznych świadków, który posiadał siłę i odwagę, by zeznawać przeciw Lucasowi. Kilkanaście rozpraw sądowych, niekończące się śledztwo i komplikacje to był z pewnością trudny dla mnie okres, być może był również bramą do wszystkich katastrof, w które wpakowałam się później. W końcu Lucas trafił za kratki, lecz moja przygoda z policjantami nie zakończyła się. Niedługo potem pojawili się ponownie, żądając zeznań w sprawie pewnego gwałtu... Liam musiał się ratować. Nie chciałam go w żaden sposób usprawiedliwiać, czy bronić, szczególnie, że okazało się, iż nie byłam jedyną pokrzywdzoną. Wspomnienia, które pojawiły się w tym czasie, zmieniły mnie już na zawsze. Pragnęłam go ukarać, ale on po prostu zwiał... Był tchórzem, który uciekł sprawiedliwości. Ślad po nim zaginął, nie dał znaku życia ani razu. Styles kolejny raz się załamał,a Nialla i Louisa nie było. Gdy poznali życiorys chłopaka, świństwa które zrobili,zrobili to co on sam. Uciekli.
Nie wiedziałam co się dzieje. To wszystko było tak trudne.
W urodziny Harrego pierwszy raz go zdradziłam. Nie mogłam sobie z niczym poradzić, a zdrady stały się codziennością i zawsze dotyczyły Zayna. W międzyczasie zamknęłam się w swoim świecie i napisałam książkę. Stworzyłam bohaterkę, którą gnębiłam wszystkim, co spotkało mnie. Nie poradziła sobie, koniec opowieści był tragiczny.
Zgłupiałam. Nie wiedziałam kogo kocham, kogo pożądam, kogo chcę.
Bo to wszystko było tak trudne.
Zahamowawszy z piskiem opon, wygramoliłam się z samochodu. Połykając łzy i krztusząc się, dotarłam do drzwi.
- Harry?! Harry ! Jesteś tu?!
Kontynuowałam szaleńczy bieg, zaglądając do każdego z pomieszczeń i wciąż wołając jego imię.
- Harry, błagam cię... - łkając, wpadłam do jego pokoju.
Siedział, nieobecnym wzrokiem obserwując to, co dzieje się za oknem.
Ucichłam. Ten widok uderzył we mnie mocniej, aniżeli cokolwiek innego. W jednej sekundzie poczułam się obrzydliwie źle, niczym szmata, która za miłość odpłaca się czymś tak wstrętnym.
Upadłszy na kolana, błagałam, by na mnie spojrzał.
- Czemu... - wyszeptał, jakby mając nadzieję, że wszystko sensownie mu wytłumaczę.
Co miałam powiedzieć?
Jesteś dziwką, Jessica.
- Bo... Bo to wszystko jest tak cholernie trudne. Błagam, spójrz na mnie... Tylko spójrz.
Nie spojrzał.
- Spójrz... - błagałam dalej, łkając - Spójrz, słyszysz! Proszę, Harry...
Drgnął, lecz wciąż się nie odwracał.
Wzięłam głęboki wdech.
- Nie wiem czemu to zrobiłam. Mówił, że mnie kocha... Ja myślałam, że go kocham. Kiedy my... Był taki opiekuńczy. Czułam się wyjątkowa. Ty dla wszystkich byłeś dobry, on tylko dla mnie... Gdy zorientowałam się, co robię, było za późno, nie potrafiłam się z tego uwolnić. To wszystko szło powoli na dno... - ucichłam, gdy spuścił głowę, powoli kierując ją w moją stronę. Zacisnęłam powieki, a on wstał i kucnął koło mnie. Wciąż ich nie otwierając, szepnęłam: - Przepraszam, Harry. Mówiłam ci, że ze mną nie możesz być szczęśliwy. Ostrzegałam...
- Myślałaś, że nie wiem, co się dzieje? Wasze ukradkowe, pełne pożądania spojrzenia, tajemnicze sprawy, sytuacje, w których jedno wychodziło z domu, a kilkanaście minut później drugie... Ja to odkryłem już dawno.
Otworzyłam oczy, nie czując nic, poza niewyobrażalnym wstrętem do własnej osoby.
- To dlaczego... czemu wciąż byłeś ze mną? - jęknęłam, walcząc z drżeniem gardła.
- Bo nie mogę bez ciebie żyć. Jestem kretynem, bo zrobiłbym dla ciebie wszystko. Miałem nadzieję, że się opamiętasz. Nawet nie wiesz, jak to bolało. A dzisiaj... dzisiaj nie wytrzymałem.
Złapałam się za włosy, płacząc rzewnie. Mając taki skarb w rękach, wciąż szukałam czegoś innego.
To był błąd, który robiłam całe życie. Tęskniłam za szczęściem, które było tuż obok mnie.
Wystarczyło to jedynie dojrzeć...
- Kocham cię. - rzekłam - Nigdy ci tego nie powiedziałam, bo nigdy nie byłam pewna tych słów, jak jestem pewna teraz. Kocham cię, Harry i błagam o ostatnią szansę. Ja po prostu... Prostu teraz wszystko wiem. Jeśli mi wybaczysz, już nigdy nie będzie źle.
ZAYN
Wpadłem do domu, rozwalając wszystko, co stanęło mi na drodze. Przeklinając cały świat, przewracałem szafki, łamałem krzesła, okładałem pięściami ściany.Bo szczęściem jednego człowieka jest drugi człowiek. I nic więcej do spełnienia nie jest mu potrzebne.Wydawało mi się, że go znam, że jest dupkiem, ale on okazał się być gorszy. A potem ten telefon i zagubiony Liam w więzieniu. Naprawdę trudno w to wszystko uwierzyć.„Zadzwoń i powiedz, żeby wrócił” – dudniło mi w głowie.„Zadzwoń i powiedz, żeby wrócił”
Wpadłem do domu, rozwalając wszystko, co stanęło mi na drodze. Przeklinając cały świat, przewracałem szafki, łamałem krzesła, okładałem pięściami ściany.Bo szczęściem jednego człowieka jest drugi człowiek. I nic więcej do spełnienia nie jest mu potrzebne.Wydawało mi się, że go znam, że jest dupkiem, ale on okazał się być gorszy. A potem ten telefon i zagubiony Liam w więzieniu. Naprawdę trudno w to wszystko uwierzyć.„Zadzwoń i powiedz, żeby wrócił” – dudniło mi w głowie.„Zadzwoń i powiedz, żeby wrócił”
To nie miało być tak.
Nie wiem kiedy z moich oczu popłynęły łzy, lecz zacząłem się nimi krztusić. Wszystko wymknęło się spod kontroli już dawno, a teraz zawaliło się do końca. Zwlekałem tak długo, aż ją straciłem...
Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy nasze docinki zamieniły się w dziki seks, a nienawiść w... właśnie, w co.
Tę miłość poczułem pierwszej nocy, gdy z nią byłem, przez następne miesiące broniąc się przed tym uczuciem. Zdecydowanie życie jako bezuczuciowy dupek było o wiele prostsze.
- Zayn? - zapytała szeptem, nagle pojawiając się obok mnie i dygocząc od łkania. - Przestań.
- To jest niesprawiedliwe, wiesz?! Czemu zawsze wracasz do niego?! - zapytałem, widząc jak Styles wyłania się zza drzwi. - Czegokolwiek bym nie zrobił, cokolwiek bym nie powiedział... Harry jest ważniejszy. Harry, Harry, Harry! - darłem się.
- Zayn, to wszystko zaszło za daleko...
- Kocham cię, Jessica.
Patrzyłem, jak wstrzymuje oddech. Schowała twarz w dłonie, jęcząc cicho: „Co ja narobiłam”.
Siłą zaciskałem pięści, by nie wybuchnąć. Płaczem, złością, żalem...
- Myślisz, że zabawa mną była w porządku? - wycedziłem kolejne słowa - Myślisz, że to było zabawne? Lepiej mi było bez ciebie. Czemu w ogóle pojawiłaś się w tym domu?! Żeby wszystkich zranić?!
Płacząc głośno, zsunęła się po ścianie. Wiedziałem, że przesadziłem, wiedziałem, w jakim była stanie.
Po prostu kochanie bez „ja ciebie też” tak cholernie boli...
- Zayn, przestań. - syknął Harry - Chyba wystarczy.
Coś we mnie pękło i wszystkie uczucia wylały się na zewnątrz.
Czerwieniąc się ze złości, smutku i żalu rzuciłem się na niego. Powaliwszy Harrego na ziemię, zacząłem szaleńczo okładać go z każdej strony.
- Łatwo ci mówić, bo ty masz wszystko do cholery! - krzyczałem, uderzając pięściami jego twarz - Wiesz co było najgorsze?! Nawet jak szczytowała, zawsze wołała twoje imię, pieprzony szczęściarzu!
- Boże, błagam... przestań!
Krzyczała, tak przeraźliwie krzyczała, próbując zdjąć mnie z Harrego, szarpiąc za koszulkę... Ja zaś, wciąż wyładowywałem swą złość.
- Zayn do jasnej cholery, zabijesz go!
Dopiero wtedy się opamiętałem. Jessica, wrzeszcząc, zwaliła mnie z bruneta. Podniosła go tak, że usiadł i od razu zaczęła wycierać krew sączącą się z jego nosa oraz całować uderzone miejsca.
A ja byłem taki zajebiście zagubiony, taki zajebiście sam.
Po chwili wszyscy uspokajaliśmy przyspieszone oddechy.
- Co teraz będzie? - zapytała cichutko.
LIAM
- Słucham pana? - zapytał przeraźliwe gruby policjant siedzący przy biurku i pałaszujący tuczącego pączka.
Nie chciałem tego robić, nie chciałem iść do pudła.
Przecież po to uciekłem, by nie odpowiadać za swoje czyny, by uniknąć odsiadki. Teraz sam chcę się w to wpakować. Ironia, czyż nie?
Próbując pozbyć się ogromnej guli w gardle i opanować uciążliwe drżenie rąk, przypomniałem sobie ostatnie sny. Te płaczące kobiety, ich cierpienie, zrujnowane życie.
Nie byłem już normalny. To wszystko zabiło mnie od środka.
- Chciałem przyznać się do świństw, które popełniłem i ponieść za nie konsekwencje. - rzekłem, raz na zawsze uciszając obciążone sumienie.
*
Rok później.
HARRY
Słysząc w słuchawce charakterystyczny dźwięk zakończonego połączenia, rozłączyłem się i smutno spojrzałem w stronę brunetki.
- I co? - zapytała i automatycznie spochmurniała, widząc moją minę.
- Jak to, co? - zaśmiałem się głośno - Przyjęli mnie.
Spiorunowawszy mnie spojrzeniem, klepnęła za karę w ramię, po czym sama się roześmiała.
- A więc od jutra wracasz do muzyki?
Uśmiechnąłem się szeroko, obserwując, jak się cieszy.
Sam miałem ochotę skakać z radości, gdy w końcu dotarła do mnie myśl, że już niedługo wrócę do swojego hobby. Znów będę komponował, bawił się muzyką.
- Już zazdroszczę tym dzieciakom. - rzekłszy, oparła głowę o mój tors i westchnęła głęboko.
Głaszcząc jej brązowe włosy, czułem ciepłą falę rozpraszającą się w dolnych partiach brzucha. To niewątpliwie zapomniane już przeze mnie uczucie szczęścia i spełnienia, które teraz odkrywałem na nowo.
Znalazłszy ogłoszenie w prasie, nie traktowałem tej pracy poważnie, lecz ona – m o j a Jessica – uparcie twierdziła, że to idealnie zajęcie dla mnie i nie spoczęła, póki jej zapewnienia nie zaczęły do mnie przemawiać. Wtedy, po dłuższym zastanowieniu, doszedłem do wniosku, że to rzeczywiście nie jest złe rozwiązanie.
No i stało się, zostałem nauczycielem w jednej z najlepszych szkół muzycznych w tych rejonach i mając jako argumentację własne doświadczenia, będę tym młodym artystom wbijać co dzień, by nie rezygnowali z marzeń.
Czasem zastanawiam się, co by było, gdybym pozostał gwiazdą. Gdzie bym zawędrował? Co robił w tej chwili?
Kłamałbym jak z nut, mówiąc, że nie interesuje mnie już występowanie przed dużą publiką, organizowanie koncertów, wydawanie płyt. Tamte czasy, do których już nie wrócę, były spełnieniem moich najskrytszych pragnień i dziecięcych marzeń. Dzisiaj mogę jedynie powspominać, bo powrót do show biznesu równałby się z ujawnieniem przed światem co stało się z resztą zespołu braćmi, biorąc pod uwagę szczególnie jednego z nich, a i nie wiadomo, w jaki sposób przyjęto by mnie z powrotem.
Ciągle głaszcząc lśniące włosy Jessici, doszedłem do wniosku, że pomimo tęsknoty za sławą, nie wymieniłbym jej na nic innego i nie cofnął czasu, mając takową możliwość.
„Kocham cię” – zdążyła wyszeptać, a czarne LG leżące na stole, poczęło pod wpływem wibrowania wędrować po jego powierzchni. Podniósłszy się niechętnie, sięgnęła po komórkę, a widząc na wyświetlaczu imię dzwoniącej osoby, wstrzymała oddech.
- To Zayn - jęknęła.
- Odbierz. - powiedziałem szybko, bojąc się, że wibrowanie ustanie i nie będę miał okazji dowiedzieć się co słychać u mojego brata, który nie wykazywał nawet najmniejszego cienia zainteresowania moją osobą.
Wypuszczając ze świstem powietrze i opuszczając pokój, przyłożyła LG do ucha.
Zostałem sam, nerwowo myśląc, co było powodem telefonu Zayna.
Nie odzywał się do mnie, odkąd Jess wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie ma szans, by z nim była. Jego ostatnie słowa, które padły w moją stronę, powiedział – poprawka, wykrzyczał – w szaleńczej furii okładając moją twarz pięściami. Nie potrafił pogodzić się z tym, że nie może być z brunetką.
Więc wyjechał.
Kontakt utrzymywał jedynie, co jakiś czas dzwoniąc do m o j e j dziewczyny i opowiadając jak fatalnie mu się powodzi, jednakże od ostatniej rozmowy minęło już masę czasu.
Poczułem, jak miejsce obok powoli się ugina, a następnie ktoś opiera głowę o moje ramię. Odwróciłem się w jej stronę, zmuszając, by na mnie spojrzała.
Na ustach Jessici pojawił się jedynie blady uśmiech.
- Zayn kogoś ma. - szepnęła, unosząc kąciki ust wyżej.
Posłałem ku jej pięknym oczom pytające spojrzenie.
- Znalazł sobie jakąś blondynę! - klasnęła w dłonie, jednakże zobaczywszy wyraz mojej twarzy, splotła ręce na piersiach, mówiąc: - Co się stało? Nie cieszysz się?
- Czemu mi się nie pochwalił? - zapytałem z żalem, wzdychając głęboko.
Spuściła głowę.
- Zadzwoń do niego. Minęło dużo czasu, na pewno jego złość do ciebie zmalała. - gdy dotarły do mnie jej słowa, pokiwałem głową z niedowierzaniem. - Zmienił się.
Złapała moją dłoń, patrząc w oczy.
- Wiesz, że ta cholerna duma nie pozwoli mu zadzwonić. Ty to zrób.
- I co mu powiem? - zadałem budzące wiele wątpliwości pytanie.
- A co chcesz powiedzieć?
- Żeby wrócił. - jęknąłem, czując napływające łzy; nienawidziłem rozklejać się przy ludziach.
- No i bingo. Zadzwoń i powiedz, żeby wrócił. - uśmiechnęła się radośnie - To jedno zdanie wystarczy. Po prostu wykrztuś z siebie „Zayn, chcę, żebyś wrócił”.
Zaśmiałem się, czując, jak łatwe do zrobienia wydaje się to w jej ustach. W rzeczywistości jednak nie było.
- To jak? - zachęcała mnie, machając telefonem przed nosem.
- Później. - powiedziawszy z uśmiechem, przytuliłem ją mocno. - Cieszę się, że cię mam. Teraz, gdy wszyscy po kolei wyjechali i zostawili mnie samego.
- Harry? - zapytała cichutko, odklejając się ode mnie - Malik pytał o Liama.
Westchnąłem, na nowo smutniejąc.
- I co mu powiedziałaś?
- Niewiele, czyli tyle, ile wiemy.
Rzeczywiście, „niewiele” idealnie odzwierciedlało poziom naszej wiedzy o Payne.
Zadzwonił dokładnie pół roku temu z więzienia, wykorzystując jeden przypadający na jego osobę telefon, prosząc, abyśmy się o niego nie martwili i nie próbowali go szukać lub broń Boże odwiedzać, przepraszając za wszystko i obiecując, że niedługo się zobaczymy. Długo zastanawiałem się nad treścią tego przesłania i opanowywałem, by wypełnić jego prośby. Coś w jego głosie mnie niepokoiło, był zupełnie inny. Czułem do niego nienawiść, gdy dowiedziałem się, co zrobił Jess. To wszystko było tak nierealne, zagmatwane, wszystko, co mnie spotkało. Aż trudno uwierzyć.
- Nie ma nic złego w wybaczaniu - rzekła, ocierając łzy z moich policzków i jakby czytając w myślach. - Ja już zapomniałam, zamknęłam ten rozdział. Oni obaj się zmienili, więc zasługują na nową szansę. Prawdziwym błędem jest go popełnić i nie starać się naprawić - posłała mi szczęśliwy uśmiech.
Ona też się zmieniła, diametralnie.
Nie odpowiedziałem, jedyne co potrafiłem teraz zrobić to nachylić się nad nią i szaleńczo wpić w jej usta. Natychmiastowo, ze zdwojoną siłą oddała pocałunek.
- Jest coś, co chciałbyś we mnie zmienić? - zapytała nagle, całkowicie mnie zaskakując.
Zastanowiwszy się chwilę, odpowiedziałem z chytrym uśmieszkiem.
- Jest taka jedna rzecz, którą z chęcią bym zmienił.
- Jaka?
- Twoje nazwisko.
Zaśmiałem się, widząc, jak analizuje w głowie moją wypowiedź. Odgadłszy w końcu o co mi chodziło, najpierw jej oczy powiększyły się do rozmiaru mandarynek, by następnie zajaśnieć tajemniczym blaskiem.
- Czy ty przed chwilą mi się oświadczyłeś?
- Nie, po prostu nie podoba mi się twoje nazwisko - droczyłem się - Takie mało oryginalne.
- Ja jednak myślę, że to były swego rodzaju oświadczyny. - oplotła ręce wokół mojej szyi i zaczęła obsypywać ją pocałunkami, powoli kierując się ku górze.
- Może powinienem w takim razie uklęknąć?
- A nie sądzisz, że jesteśmy za młodzi na małżeństwo?
- Kocham cię.
Zachichotała radośnie.
- Ja ciebie też, Harry - powiedziała, ufnie spoglądając w moje oczy
Czułem się tak cholernie szczęśliwy, najszczęśliwszy na świecie.
*
Leżąc w łóżku i trzymając Jess w ramionach, uśmiechałem się do siebie. Odgarnąwszy z jej czoła kilka niesfornych kosmyków, wsłuchiwałem się w miarowy oddech brunetki.
Ani trochę nie przypominała tej dziewczyny, którą uratowałem trzy lata temu z rąk Lucasa. Chociaż przez tę całą drogę nie raz miałem do niej żal i nabierałem wątpliwości, co do mojej decyzji, by ją przygarnąć, teraz wiem, że nie mogłem lepiej trafić. Uzupełnialiśmy się, pasowaliśmy jak ulał. Nie wiem, co by ze mnie zostało, gdybym jej nie wybaczył.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał szóstą trzydzieści dwie. Znów zacząłem się uśmiechać, gdy dotarła do mnie myśl, że zaraz będę musiał wstać i szykować się do pracy. Jeszcze nie wyobrażałem sobie siebie jako nauczyciela muzyki, aczkolwiek miałem przeczucie, że będę w tym świetny. A co najważniejsze – w końcu sam zarobię na dom, nie oczekując niczyjej pomocy.
Westchnąłem głęboko i rozejrzałem się po pokoju, a po chwili moją uwagę przykuła fotografia ozdobiona czerwoną ramką.
Całe One Direction - szczęśliwi - z platynową płytą w rękach.
Czując nieprzyjemny ucisk w brzuchu, przypomniałem sobie dzisiejszą rozmowę z Jess.
Nerwowo począłem kalkulować szanse, ażeby Zayn w ogóle odebrał telefon, nie mówiąc już o przystaniu na tę propozycję.
Ale co szkodzi spróbować? Brakowało mi go.
Wziąwszy głęboki wdech, sięgnąłem po komórkę Jessici. Wyszukałem go w liście kontaktów, lecz mój palec zawisnął nad przyciskiem połączenia.
Przymykając powieki, przyłożyłem telefon do ucha. Serce waliło mi jak oszalałe, czułem w głowie echo jego bicia. W momencie, w którym sygnał ustał, myślałem, że aparat pompujący krew wyskoczy mi z piersi.
- Halo? - usłyszałem zaspany, niezbyt zadowolony głos.
- Zayn? - zapytałem nieśmiało, a to imię z trudnością przedostało się przez moje gardło.
Nikt mi nie odpowiedział, usłyszałem jedynie dźwięk, jakby ktoś wstawał ze starego tapczanu.
- Harry?
Do moich oczu podpłynęły łzy.
- Tak, to ja. - potwierdziłem ochryple - Proszę, nie rozłączaj się.
- Czemu miałbym to zrobić? - rzekł, ściszając głos. Czyżby też płakał?
- Zayn... Ja... - odchrząknąłem, próbując pozbyć się ogromniej guli w przełyku - Zayn, błagam cię, wróć.
Nie wytrzymałem. Powstrzymując łkanie, oczekiwałem jego reakcji.
- Mój samochód jest zatankowany i gotowy do jazdy już od dawna - zaśmiał się przez łzy - Przepraszam, Harry. - dodał po chwili ciszy.
Ocierając mokre policzki, zapragnąłem rzucić się mu w ramiona. Pr
- Wracaj jak najszybciej - wychrypiałem jedynie i rozłączyłem się.
Odwróciłem głowę w stronę mojej dziewczyny, znów się uśmiechając.
W tym momencie dotarło do mnie, że to wszystko było ukartowane. Zesłano ją nam jako dar, wybawienie. Nasze losy złączono od początku i kierowano w taki sposób, byśmy mogli się spotkać. Wszystko, co działo się potem, wędrowało powoli do szczęśliwego zakończenia, choć nikt z nas tak nie przypuszczał. Ona sama, ciągle obwiniając się, że niszczy nasze życie, tak naprawdę uratowała je od potępienia.
Zmieniła nas wszystkich, sama przechodząc masę zmian.
- Dziękuję - rzekłem bezgłośnie, całując jej czoło.
___________________________________________________
Z góry przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam. Wierzcie mi, starałam się jak najmocniej, by zakończyć to w choć troszkę lepszym stylu, niż „fatalny”. To wszystko miało potoczyć się inaczej, od początku wiedziałam, że Jess będzie z Mulatem, a w epilogu przedstawię zupełnie inną sytuację. Jednakże większość z Was wręcz szantażowała mnie, bym nie myślała o innej parze, aniżeli Jess-Harry. Cóż, postanowiłam, iż tyle mogę dla Was zrobić i wywróciłam swoje plany na zakończenie o sto osiemdziesiąt stopni.
Nie wiem, co chciałabym jeszcze napisać. Ta historia od prologu znaczyła dla mnie wiele i znaczyć już chyba będzie zawsze. Myślę, że pisząc ją, nauczyłam się wiele, a utwierdzam się w tym przekonaniu za każdym razem, gdy czytam swój pierwszy blog. To dopiero była katastrofa.
Za podziękowania dla poszczególnych osób nawet się nie zabieram, gdyż mam świadomość, że jako dziecko z zaawansowaną sklerozą, zapomniałabym o masie ważnych osób, a potem byłoby mi głupio. Życie wymaga prostych rozwiązań, więc wybrnę z tego tak, ażebym nie miała kłopotów – DZIĘKUJĘ OGROMNIE WSZYSTKIM CZYTAJĄCYM, tym, którzy dotrwali do końca i tym, którzy nie byli w stanie.
Jeśli mogę jeszcze o cokolwiek prosić, to proszę o komentarz. Taki ostatni, niekoniecznie długi, maksymalnie szczery, w którym przeczytałabym rady na przyszłość. Co mogłabym zmienić, co było fajne. Dotyczy się to szczególnie osób, które nigdy nie komentowały i nigdy nie miałam przyjemności dowiedzieć się ich opinii. Czyli ostatnia rzecz, którą możecie zrobić dla mnie to komentarz od serca do serca.
Czas kończyć. Nie chcę, ale muszę.
Żegnam, kochani.
Żegnam, kochani.