piątek, 25 maja 2012

|13| Chodzę z Harrym , jakkolwiek wyniośle to brzmi.


Goni cię. Uciekaj. Nie daj się.

Zdusiłam krzyk, uprzednio zakrywając usta dłonią. Znów ten sam, odrażający sen.
Uspokoiwszy oddech, spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę szóstą dwadzieścia pięć.
Przeszłam cichutko obok materaca Harolda, nie chcąc przerwać jego błogiego snu, po czym ruszyłam na palcach w stronę kuchni. Zdziwiłam się niemało, widząc tam Zayn'a.
Siedział przy stole, popijając kawę. Podeszłam do szafki, całkowicie go ignorując.
- Co tu robisz tak rano? Wiedźmy i tym podobne stwory jeszcze śpią - powiedział z kąśliwym uśmieszkiem.
- Wyobraź sobie, że cieszyłam się tym nowym, cudownym dniem, póki nie zobaczyłam twojej... twarzy. Poza tym, wilkołaki i tym podobne stwory zdaje się również jeszcze śpią, a raczej już śpią.
Posławszy mi jedno ze swych nienawistnych spojrzeń, wypił duszkiem resztę zawartości swojego kubka, a następnie oparł się o krzesło, zamykając oczy. Miał na sobie jedynie białą koszulkę na ramiączka oraz żółte bokserki.
Szybko przeniosłam wzrok na blat kuchenny, ażeby nie zauważył, iż mu się przyglądam. Po chwili siedziałam naprzeciwko niego, dzierżąc w dłoni kubek z kawą.
Pomimo picia tego niby orzeźwiającego napoju, oczy same mi się zamykały.
Nie chciałam się ośmieszyć, lądując nosem w kubku, więc czym prędzej opuściłam kuchnię z zamiarem zdrzemnięcia się na kanapie w salonie. Ziewając, ułożyłam się wygodnie i już po chwili odsypiałam niespokojną noc.
Obudziłam się niedługo potem, z odrazą i zdziwieniem stwierdzając, iż miałam sen z Malikiem  w roli głównej. Najbardziej niepokojącym epizodem tego snu był ostry seks na kanapie.
Nie, to niemożliwe.
Raz, śniąc o scenach erotycznych, w których jestem osobą wykorzystywaną, budzę się z krzykiem, następne zaś, podobne tematycznie, relaksują mnie.
Jak w ogóle mogę się relaksować, przeżywszy TAKIE rzeczy?!
Z burzliwych rozmyślań wyrwał mnie dźwięk jego zadowolonego głosu.
Dopiero teraz zauważyłam, że siedział cały czas na fotelu obok, zapewne obserwując mimikę mojej twarzy.
- O czym śniłaś? - zapytał z dumą - Bo niejednokrotnie słyszałem swoje imię z charakterystycznym zawodzeniem, co wskazywało na jednoznaczną sytuację.
- Czyżby? Musiałam z ogromną satysfakcją pozbywać się twojej męskości - zbliżywszy się do niego, szepnęłam słodko - Swoją drogą, nie mam pojęcia w jaki sposób podrywasz te wszystkie lalunie z takim rozmiarem.
Myliłam się, przeczuwając swoje zwycięstwo. Zmienił wyraz twarzy jedynie na sekundę, urażony moimi słowami.
- Tak, czy siak, śniłaś o moim członku, co jest swego rodzaju sukcesem, czyż nie?
Uśmiechając się tryumfalnie, przesłał mi całusa w powietrzu.
Nienawidzę go.
Wchodząc po schodach, zaciskałam dłonie ze złości. Nigdy więcej nie zasnę na kanapie, narażając się na to, że Pieprzący-Dupek odgadnie moje sny. Wciąż warcząc ze zdenerwowania, otworzyłam drzwi. Miałam nadzieję, że tutaj w końcu odeśpię noc, spokojna o tajemnicę moich snów, jednak przekroczywszy próg pomieszczenia, ujrzałam Harrego w samych spodniach.
Od razu przypomniał mi się wczorajszy wieczór – jego wyznanie i namiętne pocałunki. Gdybym nie zareagowała w porę, rozdziewiczyłabym go.
Speszyłam się, spuszczając głowę w dół i zalewając czerwienią. On natomiast zdawał się w ogóle tego nie zauważyć. Miał wyśmienity humor.
Czy mogło to być związane z poprzednim wieczorem? Ze mną?
Odpowiedź otrzymałam po chwili, dostając słodkiego całusa prosto w usta. Najwyraźniej dopiero dotarł do mnie fakt, iż jestem z nim w związku.
Chodzę z Harrym , jakkolwiek wyniośle to brzmi.
Złapawszy moją rękę, wyprowadził z pokoju.
Zapomniałam, że przyszłam tu spać. Liczyło się tylko to, że trzyma mnie za dłoń, a ja jestem w stanie pójść za nim wszędzie, wiedząc, iż nic złego mi nie grozi. Ślepo kroczyłam za jego sylwetką, niedowierzając temu wszystkiemu. Los doprawdy potrafi zaskakiwać.
Gdy dotarliśmy do kuchni, z pociągającym uśmiechem odsunął mi krzesło, gestem ręki każąc na nim usiąść i przybliżając się na naprawdę małą odległość.
- Czego madame sobie życzy? - zapytał, uprzednio zawieszając na ramieniu starą ścierkę i pochylając się nisko.
- A co pan mi proponuje? - patrząc na niego kokieteryjnie, odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Dzisiejszym daniem głównym jest kelner w sosie własnym, potrawa pięciogwiazdkowa.
- To ja poproszę z dostawą do pokoju.
Usłyszawszy to, zaśmiał się cicho.
- No proszę was! - Zayn, opierając się o framugę drzwi, chichotał gardząco - „Kelner w sosie własnym”? „Dostawa do pokoju”? Kabaret to z was raczej marny.
Razem z Harrym spojrzeliśmy na siebie, kręcąc głowami z politowaniem i postanawiając go ignorować.
- A jest jakaś kelnerka w byle jakim sosie? - zapytał, usiadłszy obok mnie i oparłszy nogi na stole - Poproszę ją na miejscu.
Podłożył ręce pod głowę i zamknął oczy. Po chwili otworzył jedno z nich, krzycząc: „Raz, raz!”
Co za zadufany w sobie patafian! Miałam ochotę rozerwać go na strzępy, zabić w ogromnych męczarniach.
- Rozumiem, teraz się nie odzywamy, tak? - wstał obojętnie od stołu i zaczął się kierować ku wyjściu - Ta kelnerka może być z dostawą do salonu - powiedział, puszczając oczko - A, byłbym zapomniał! Dobroduszny i miłosierny nasz Harrusiu, czy coś tam, sprawdź w chwili wolnej, a to rozumiemy jako DZISIAJ, co się dzieje z naszym Liam'em, bo zaczął nam ostatnio świrować. 
Pomachawszy, opuścił pomieszczenie.
Hazza zacisnął dłonie z siłą, pod wpływem której zbielały mu kłykcie. Jednakże po chwili rozluźnił uścisk, wypuszczając ze świstem powietrze.
Zobaczywszy, jak zaszkliły mu się oczy i jak chowa twarz w dłonie, aby to ukryć, nie wytrzymałam – wstałam energicznie od stołu i ruszyłam w stronę salonu. Nie znalazłszy tam Mulata, weszłam na górę.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęłam, wchodząc do jego pokoju.
- W tej chwili? Ciebie nago - wzdrygnął się - ale to nie jest miły widok.
Zacisnęłam dłonie.
- To uszczęśliwię cię, gdyż nie będziesz musiał znosić tego widoku. Nigdy.
- Tak ci się tylko wydaje - przygniótł mnie do ściany, a na twarzy wciąż widniał charakterystyczny dla jego osoby dumny, pewny siebie uśmiech - Nawet nie zauważysz, jak wylądujesz w moim łóżku, błagając o więcej i więcej.
Plask.
Odwrócił się, trzymając za pieczący policzek.
- Tak ci się tylko wydaje - naśladowałam go - Nie tknęłabym cię, choćbyś był ostatnią istotą na ziemi, a ode mnie zależałoby, czy gatunek ludzki przetrwa. Lepiej, żeby wymarł, aniżeli posiadał twoje cechy. Prędzej moja zmarła matka zapuka do drzwi tego domu - dodałam, wychodząc.
Oparłam się o barierkę schodów, ciężko dysząc.
- Jess? - usłyszałam głos Harrego.
Rozpłakawszy się, wtuliłam w jego tors.
- Ty nie będziesz mnie tak traktował, prawda? - szeptałam nerwowo przez łzy - Tobie nie zależy na seksie? Błagam, nie pozwól mi przeżywać ponownie tego piekła.
- Spokojnie, Jessica, uspokój się - czułam, jak jego dłoń głaskała moje włosy, a głos uspokajał nerwy - Nie będę. Będę natomiast kochał cię do końca życia, tego po śmierci również.
Zrobiło mi się słabo; tkwiłam tak w jego ramionach dopóty, dopóki oboje nie usłyszeliśmy dźwięku dzwonka.
Zayn bez słowa wyszedł z pokoju i skierował się ku schodom.
Usłyszałam jedynie jęk Harrego i głos jakiejś dziewczyny na dole, a dźwięk obcasów sugerował to, że skierowała się do kuchni.


Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne.


Zawitawszy do pomieszczenia, ujrzałam blondynkę leżącą na stole. Oplatała Zayna nogami w pasie, całując namiętnie, wręcz brutalnie. On oddawał jej pocałunki, w międzyczasie ściskając za pośladki.
W momencie, w którym dziewczyna zaczęła kierować dłoń w stronę jego rozporka, odwróciłam twarz, czując, że robi mi się niedobrze. Pod moje powieki z wolna napływały łzy.
Styles, nie mniej zniesmaczony niż ja, odchrząknął dwukrotnie.
- Możecie się odwalić?! - ryknął Malik, wciąż trzymając dłonie na pośladkach blondynki, co doprowadzało mnie do szału.
Drugą rzeczą, która niezmiernie mnie zdenerwowała, był przeszywający wzrok nieznajomej skupiający się jedynie na m o i m chłopaku.
- Zayn, nie przedstawisz nas sobie? - dotarł do mnie jej słodki głos.
- Z chęcią cię poznam, ale najpierw zabierz swój gruby tyłek ze stołu, na którym mam zamiar jeszcze kiedyś zjeść - powiedziałam z pogardą.
Rzuciła mi jedynie nienawistne spojrzenie, po czym zeszła z mebla i podeszła wyzywającym krokiem do Harrego.
Zacisnęłam pięści.
- Jestem Julie...
Harold znieruchomiał.
- ...ta od Liama.
- Jak możesz?! – syknął - Jak możecie?!
- Nie spinaj się, kotku - specjalnie potrząsnęła swoimi silikonowymi piersiami przed nosem Harrego  - Mam pomysł! Co powiecie na trójkącik, panowie?
- Zostaw-mojego-chłopaka - warknęłam przez zęby.
Wszyscy jak na komendę zwrócili się w moją stronę. Julie ze złością, Harry z najpiękniejszym uśmiechem jaki widziałam, a Zayn... Zayn niesmakiem.
- Moja dziewczyna ma rację. Nie pociągasz mnie, ani twój sztuczny biust.
Mówiąc to, oplótł jedną ręką moją talię.
- No proszę was - zaśmiał się Malik - Wy? Razem?
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, ponieważ drzwi wejściowe zaczęły się otwierać.
- Liam... - szepnął z przerażeniem Harry.
Julie zaśmiała się szatańsko i rzuciła na Zayna.
Zobaczywszy blondynkę całującą namiętnie jego przyjaciela wpadł w szał. Wszystko działo się szybko – złapanie Mulata za bluzkę, uderzenie. Nie było mi go szkoda, nie było mi też szkoda dziewczyny, którą teraz potrząsał, krzycząc w twarz i ściskając mocno za ramiona. Oni wszyscy byli siebie warci.
 Kładąc się spać, wciąż miałam przed oczami Zayna obściskującego się z blondynką. Zazdrościłam jej, aczkolwiek jeszcze bardziej zazdrosna byłam, gdy kokietowała mojego chłopaka.
Czy możliwa jest miłość do dwóch mężczyzn jednocześnie?
Nie.

 - Nienawidzę cię - syknął Liam, przykładając sobie zimny okład do czoła.
- Z wzajemnością.

Obrzucili się nienawistnymi spojrzeniami.
- Nie widzisz, durniu, że ta dziewczyna ma cię głęboko w dupie i pragnie jedynie twojego zniszczenia?
- Jeszcze do mnie wróci i to z podkulonym ogonem, zobaczysz.
Zayn zaśmiał się gardząco.
- Ty też tracisz ostatnio wprawę - uśmiechnął się dumnie Payne - Ta cała Jessica nie jest wcale tobą zainteresowana.
- Jeszcze kilka dni i będzie jeść mi z ręki.
- Pośpiesz się, bo ktoś ci ją może zabrać sprzed nosa.

________________________________________________
W końcu napisałam rozdział, przemyślałam wszystko i chyba jednak niedługo zakończę ten blog, mam mało czasu, brak weny, i mało komentarzy. 
PS. Błagam, nie zrażajcie się. Postaram się z całych sił, by przyszły odcinek i prawdopodobnie przed ostatni był o  niebo lepszy.

środa, 16 maja 2012

|12| "Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz?"


Obudziłam się mocno wtulona w tors Harrego. Dziwiłam się, że nie udusił się od siły mego uścisku lub jego żebra nie zostały przeze mnie połamane.
Powoli kierowałam swą głowę ku górze, aż w końcu napotkałam jego zdziwione i zawstydzone spojrzenie. Sama po chwili oblałam się krwistą czerwienią, odrywając od jego ciała.
- Dziwne masz przygody ze mną, czyż nie? - uśmiechnęłam się blado, a on zachichotał.
- Nie będę narzekał, ale naprawdę czasem trudno cię rozgryźć.
- Co masz na myśli?
Westchnął.
- W jednej sekundzie niemalże tryskasz radością, po czym, po minucie, widząc moich współlokatorów, chowasz się za mną i drżysz z przerażenia, aż w końcu budzisz się w nocy, dusząc łzami i prosisz o wspólne spanie...
Jego wypowiedź spowodowała to, iż ponownie zalałam się purpurą.
- A najgorsze jest to, że nie chcesz mi niczego wytłumaczyć, a być może razem byśmy jakoś sobie z tym poradzili.
- Mówiłam ci, że będę ci tylko zawadzać...
- Jessica, ty nie rozumiesz.
Nie chciałam kontynuować tego beznadziejnego tematu, więc nie odpowiadałam.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, co ci się śniło?
Czy mogłam mu opowiedzieć? Czy mogłam wyjawić swe obawy związane z Liam'em? Czy mogłam zaznaczyć, iż najprawdopodobniej zostałam kiedyś przez jego "przyjaciela" zgwałcona, w następstwie czego nawiedza mnie teraz w snach, a na jego widok drżę ze strachu?
Nie mogłam.
Równie dobrze może mi się jedynie wydawać. Głupia, oskarżasz, nie mając dowodów.
- Jess?
- Miałam po prostu obrzydliwy koszmar... Doświadczenia z przeszłości.
Nienawidziłam tego jego litującego się wzroku.
Po chwili położył się na plecach, ręce kładąc pod głowę i nucił jakąś znaną mi melodię.
- Take on me - szepnęłam do siebie.
Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- No co? Może w dzisiejszych hitach się nie orientuję, ale muzykę lat osiemdziesiątych znam.
- Chodź - złapał mnie za dłoń, niemalże zrzucając z łóżka.
- Ale gdzie? Harry! Ja jestem w piżamie!
Moje protesty spełzły na niczym, staliśmy przed wielkimi drzwiami na końcu korytarza. Patrzyłam głupio to na niego, to na te cholernie drzwi, trzęsąc się z zimna, gdyż wyciągnięto mnie przed chwilą z ciepłego łóżeczka.
Nacisnął klamkę, pokazując mi istny raj. Czegoś takiego nie zdołałabym sobie nawet wyobrazić, a marzyłam o podobnych rzeczach wiele razy.
Ściągnął ze ściany jedną z tuzina elektrycznych gitar. Badałam ją wzrokiem, jakby była ósmym cudem świata.
Czerwono-czarna, taka, o jakiej zawsze śniłam.
- Pamiętasz jeszcze trochę ten utwór? - zapytał, szczerząc się.
- Pamiętam, ale...
- To trzymaj, a ja pójdę na perkusję.
Patrzyłam na niego, jak na przygłupa.
- Zapomniałeś o jednej, ważnej kwestii. Ja nie umiem grać na gitarze.
Splótł ręce na piersiach, przyglądając mi się.
- Kiedyś tam brzdąkałam, ale to było wieki temu.
- Tego się od tak nie zapomina.
Westchnęłam, zrezygnowana.
- Pod warunkiem, że ty będziesz śpiewać, a przypominam ci, że mi to kiedyś obiecałeś.
Pokiwał głową na znak zgody.
Pomyliwszy się siódmy raz, warknęłam na instrument, ściągając go z ramion.
- Chodź tu i graj.
Przekazałam Haroldowi nieposłuszną mi gitarę i w spokoju oczekiwałam tego, aż usłyszę jego głos, zastanawiało mnie bowiem, czy mówił prawdę o swej sławie. Jednak, gdy zaczął śpiewać, nie miałam już żadnych wątpliwości. Przypatrywałam się mu jedynie, rozdziawiając buzię z wrażenia.
- Naucz mnie tak grać - zdołałam wydusić, kiedy skończył.
Zaśmiał się.
- I śpiewać - dodałam po chwili.
- W takim razie musisz mi najpierw pokazać, jaki mam materiał - jego oczy tajemniczo zalśniły.
- Czyli... mam zaśpiewać?
Nie ukrywam, że zrobiło mi się słabo. Mogłam trzymać język za zębami!
- A jak inaczej wyobrażasz sobie naukę? - zachichotał.
- To poczekajmy jeszcze z nią trochę.
Pokręcił głową z politowaniem, wciąż chichocząc.
- To wasze nagrody? - zapytałam, przypatrując się niezidentyfikowanym statuetkom i platynowym płytom, tym samym zmieniając szybko temat.
- Tak - odpowiedział, wzdychając.
- Dlaczego ja was nie znałam?
- Może szczyt naszej kariery był wtedy, gdy trafiłaś... – jęknął, waląc się z otwartej dłoni w czoło - Przepraszam.
Zaśmiałam się sztucznie, ukrywając chwilowy smutek, który był skutkiem przypomnienia nie tak odległych jeszcze czasów.
- Wiesz, nie zachowujesz się jak gwiazda mająca za sobą tyle sukcesów.
- W przeciwieństwie do moich "przyjaciół", prawda?
Kiwnęłam lekko głową.
- Prawda jest taka, że oni się zmieniali cały czas, a ja tego nie zauważałem. Coraz to częstsze i ostrzejsze imprezy, zarywanie kolejnych lasek... Z niewinnego podrywania, do nałogowego zaliczania.
- Dobrze, że ty zostałeś sobą.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Gdybyś się zmienił, wciąż byłabym w piekle.
- Chodź - objął mnie ramionami, przytulając mocno.
Oddychał niespokojnie, czułam na swoich plecach jego drżące dłonie. A podobno to ja mam huśtawkę nastrojów.
- Co się stało?
- Jessica... Czy ktoś... Czy ktoś ciebie szuka?
Odsunęłam się od niego, ażeby dokładnie zlustrować jego twarz. Bał się mojej odpowiedzi.
- Nikt, Harry. Nikt mnie nie szuka.
- A gdzie twoi rodzice?
- Pod ziemią kilkaset kilometrów stąd – szepnęłam, przypatrując się drewnianym panelom. Dlaczego on zawsze musi zepsuć atmosferę?
- Tak mi przykro...
Nagle mnie olśniło. To, że nie zauważyłam tego wcześniej, było zapewne skutkiem przyzwyczajenia. Przyzwyczajenia do braku rodziców.
- A gdzie twoi, Harry?
Zamyślił się.
- Pod stertą papierów, kilkaset kilometrów stąd.
Zobaczywszy moje zdziwione spojrzenie, wyjaśnił:
- Pracują ciężko zagranicą.
- Ale to jest Ameryka... Nie trudno chyba tutaj o dostanie dobrze płatnej pracy?
- Tak, ale w Niemczech była wielka okazja, z której skorzystali.
- Harry... to rodzice, a rodzice powinni być przy dzieciach!
- Wiem - westchnął.
Tym razem to ja podarowałam mu pocieszający uścisk.
- Czy tak w ogóle można? Zostawić dzieci bez opieki...?
- Można, przecież jesteśmy już dorośli i mamy fundusze na zapewnienie godnego życia.
- Masz na myśli, że oni ... pracują?
Zaśmiał się gorzko.
- Nie, odbierają jedynie z banku pieniądze przesyłane przez rodziców.
Wypuściłam ze świstem powietrze, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Trudne mamy życie, nieprawdaż? - powiedział, uśmiechając się blado.
Kiwnęłam w potwierdzeniu głową, głośno wzdychając.

Siedziałam na kanapie, bezmyślnie skacząc po kanałach. W końcu, niezainteresowana żadnym z beznadziejnych programów, wyłączyłam elektryczne pudło, a cała moja uwaga skupiła się na fikuśnym wzorku dywanu. Tworzył on ciekawą kombinację, na pewno zaś ciekawszą od teleturniejów i słodkich, brazylijskich tasiemców, które leciały tymczasowo w telewizji.
Znudzona, zaczęłam wodzić wzrokiem po ogromnym pomieszczeniu. Mogłam sobie jedynie wyobrazić, jak dużego formatu gwiazdą był Harry i jego zepsuci koledzy.
Pokonywałam powoli każdy kolejny schodek, kierując się na górę i oglądając po kolei zdjęcia z koncertów wiszące na kremowej ścianie.
Zaprzepaścili coś, co dawało im tyle radości. Stracili fanów, sławę, fortunę. A co najsmutniejsze, stracili również tę jakże ważną więź.
- Okropne miałem wtedy włosy – powiedział Zayn, pojawiwszy się nagle i o mało co nie przyprawiając mnie o zawał.
- Niewiele się zmieniło - rzekłam chłodno.
Warknąwszy, uśmiechnął się cwaniacko.
- Nie udawaj ostrej, kochaniutka.
- A ty nie wmawiaj sobie, że jesteś bogiem, który może mieć wszystko, co chce.
Odwróciłam się na pięcie, lecz mnie zatrzymał.
- Słuchaj, nie zaczęliśmy zbyt dobrze tej znajomości...
- I zbyt dobrze jej nie zakończymy - wcięłam mu się w zdanie.
Nie wyobrażał sobie, ile kosztowało mnie udawanie takiej wrednej suki. Widząc, jak jego policzki przybierają kolor purpury, a z oczu tryskają iskierki złości, postanowiłam dalej takową udawać, a, być może, da mi spokój.
Splotłam ręce na piersiach, oczekując, aż się uspokoi. Jako, że to nie nadchodziło i raczej szybko nie nadejdzie, ulotniłam się do kuchni, gdzie Harry szykował sobie kanapkę z dżemem.
Nagle, kolejny raz dzisiaj, coś mnie olśniło.
- A wy do szkoły nie chodzicie? - zapytałam, wyjadając łyżką resztki dżemu ze słoika.
Na początku zrobił najgłupszą minę, jaką kiedykolwiek widziałam [swoją drogą była równie słodka], po czym zaśmiał się cicho.
- Owszem, chodzimy, ale nie w wakacje...
Brawo, Jessica, powinnaś dostać nagrodę za najskuteczniejsze robienie z siebie idiotki.
- ...które w sumie powoli dobiegają końca - dodał po minucie namysłu: - Trzeba cię będzie zapisać do naszej szkoły.
Byłam stuprocentowo pewna, iż zrobiłam jeszcze głupszą minę, aniżeli on przed chwilą. Mam iść do szkoły? Mam kontynuować naukę po tak długim okresie przerwy, spotykać na korytarzach śliniących się, zboczonych mięśniaków, pokroju Zayn'a i Liam'a?
Nie byłam na takowe przeżycia gotowa, w zupełności wystarczy mi obecność dwóch zboczeńców w domu.
- Ty chyba żartujesz, Harry - jęknęłam rozpaczliwie, dając mu do zrozumienia, że wpadł na bardzo głupi i w ogóle nie podobający mi się pomysł. Nie widziałam w nim bowiem ani jednej, malutkiej zalety.
- A co masz zamiar robić? Jeśli chcesz wyjść na prostą, musisz wrócić do szkoły.
Bardzo mi to nie na rękę, aczkolwiek miał rację. Nie mogę przecież być na jego utrzymaniu, co samo w sobie czyni mnie całkowicie od niego zależną, a ja nie lubię być na czyjejś łasce. Źle mi to wpływa na krążenie.
Świetnie, teraz będziesz jakieś prymitywne żarciki wymyślać? Staczasz się, Jess, i to nie pierwszy raz w życiu.
- Dobrze, Styles - odpowiedziawszy, ze zbolałą miną, włożyłam opróżniony słoik do zlewu.
- Możesz mi opowiedzieć, jak tam trafiłaś? - zapytał po minucie ciszy, całkowicie mnie zaskakując.
Odwróciłam się do niego z błagającym wyrazem twarzy.

- Poproszę jeszcze jednego - powiedział, próbując z całych sił nie spaść z wysokiego, barowego taboretu.
- Wydaje mi się, że panu na dzisiaj wystarczy.
- Czy wyraziłem się jasno?
Barman, kiwając głową z politowaniem, zaczął przygotowywać trunek.
Przeczesał nerwowo włosy, oczekując na drinka. W międzyczasie obserwował ją, jak wyginała się w rytm muzyki i co jakiś czas podbierała kelnerowi alkohol.
W końcu, złapawszy się za głowę, pobiegła do łazienki. Wykorzystał ten moment, powoli kierował się w tamtą stronę. Zlustrowawszy wzrokiem, czy nikt go nie obserwuje, wszedł do pomieszczenia.
Pochylała się nad umywalką, oddychając ciężko. Była pijania, zresztą nie mniej, niż on.
- Witaj.
Odwróciwszy się do niego, zrobiła przerażoną minę, lecz już po chwili prychnęła kpiąco.
- Co tu robisz? To jest damska toaleta.
- Muszę z tobą porozmawiać.
- Ale ja nie chcę z tobą rozmawiać, Liam.
- Zrobiłaś ze mnie niezłe pośmiewisko, z czego nie jestem zadowolony.
- Czyżby? A ja bardzo - Julie wypięła pierś z dumy - Nie chcę z tobą rozmawiać. - powtórzyła.
- Posłuchaj...
- Nie słyszałeś? - Payne poczuł, jak ktoś go unosi i przygniata do ściany - Ona nie chce z tobą gadać - potężnie zbudowany blondyn ciskał w jego stronę piorunami, mówiąc niskim, ostrzegawczym tonem - Nie zbliżaj się do niej.
To powiedziawszy, rozluźnił uścisk, a Liam upadł na podłogę.
- Przy okazji, jestem Dylan - uśmiechnął się poniżająco - Zapamiętaj to imię, bo będzie cię prześladować w najgorszych koszmarach, jak się jeszcze raz znajdziesz w jej pobliżu.
Łkając w białą koszulę, opowiadałam mu swoje dzieje. Otulał mnie silnymi ramionami, cały czas uważnie słuchając. Nie mówiłam całej prawdy, omijałam najbardziej drastyczne sytuacje. Nie dałabym rady mu tego opowiedzieć, a i nie wiadomo, jakby to przyjął.
Poza tym, pragnęłam o tym piekle – o gwałtach, o biciu, o niewyobrażalnym cierpieniu - jak najszybciej zapomnieć.
Kończąc swój niezwykle składny monolog, odsunęłam się od niego. Miał spuszczoną głowę, rozmyślał nad czymś intensywnie.
- Wiesz, myślałem, że to ja mam najtrudniejsze życie na świecie. Jakże byłem głupi!
- Ale ja już nie mam najtrudniejszego życia na świecie. Dzięki tobie - uśmiechnęłam się promiennie. Tak wiele mu zawdzięczałam.
Odpowiedział mi tym samym i, spojrzawszy na swoją koszulę, zaśmiał się cicho. Na jej środku widniała wielka, mokra plama.
Siedzieliśmy w ciszy, rozkoszując się nią. On, obejmujący mnie i ja, wtulająca się w niego. Czy to, co do Stylesa czuję, mogłoby nazywać się miłością? Wprawdzie sprawia, że się uśmiecham, że zapominam o przeszłości, o troskach, lecz czy jest to uczucie tak silne, jak miłość? Kiedy odchodzi, nawiedzają mnie koszmary, mam ochotę schować się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. On pozwala wierzyć, że moja przyszłość nie wygląda tak fatalnie, jak ją sobie maluję.
Ale czy to jest miłość?
W pewnym momencie uniósł mój podbródek, patrząc nieprzerwanie prosto w oczy. Posłał mi uwodzicielski uśmiech i wziął głęboki wdech.
- Jessica, już ci to kiedyś mówiłem, ale... – westchnął - nie byłaś zdolna tego usłyszeć.
Jęknęłam w myślach, a pod moje powieki zwolna napływały łzy.
Ale czy to jest miłość? – dudniło mi w głowie. Musiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie teraz, zanim wyksztusi z siebie to, co ma powiedzieć.
Przy nikim nie czuję się tak swobodnie, jak przy nim. Nikomu nie ufam tak bezgranicznie, jak jemu. Nigdzie indziej nie znajdę kogoś takiego, jak on.
Ale czy to jest miłość? Nie bądź egoistką. Będziesz cały czas brać, niczego nie dając w zamian?
A jeśli Harremu to da szczęście? Czy jesteś gotowa poświęcić siebie, dla niego?
Owszem, jestem.
- Kocham cię. Bezgranicznie, prawdziwie, na zawsze.
Jedna malutka łza spłynęła po moim policzku, ciągnąc za sobą następne. Wpatrywałam się w niego, dokonując w myślach ostatecznej decyzji.
- Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz? Jesteś pewien, że na to zasługuję, że jestem tego warta? - szeptem zadałam decydujące pytania.
Spojrzał na mnie, wciąż uśmiechając się zalotnie.
- Jestem pewien.
Miłość, czy nie miłość, na pewno przeżyję z nim cudowne chwile. Co więcej, nie będę egoistką. Podaruję mu coś, co według niego będzie szczęściem. Postaram się z całych sił.
Zarzuciłam Stylesowi i ręce na szyję, przysuwając się tak, iż stykaliśmy się nosami.
Odwzajemniłam jego uśmiech, całkowicie pewna podjętego przez siebie wyboru. Przyszłość pokaże, może z upływem czasu nauczę się odwzajemniać jego uczucie? Może nauczę się go kochać?
Teraz stykaliśmy się całym ciałem. Obejmując mocno, złożył na moich ustach magiczny, czuły pocałunek. Nie czułam się zaspokojona, wręcz przeciwnie – pragnęłam go bardziej, aniżeli przed chwilą.
Pocałował mnie ponownie, tym razem namiętniej. Przylgnęłam do niego tak, że między nami nie było nawet milimetra przerwy, uprzednio czując jego język na swoim podniebieniu.
- Kocham cię - powtórzył szeptem, zostawiając na mojej szyi mokre ślady pocałunków.
„Ja ciebie też” cisnęło mi się na usta, aczkolwiek nie byłam zdolna tego wypowiedzieć. Wprowadził mnie w całkowity stan nieużytku umysłowego, powracając do warg.
Ale czy to jest miłość?
________________________________________________________
Muszę Wam napisać,że ten blog już powoli się kończy. Nie mam czasu, żeby go dalej pisać. Ale myśle,że jeszcze z 3 rozdziały postaram się dodać. A teraz chętnie poznam Wasze opinię na temat tego rozdziału; )
Pozdrawiam. 

wtorek, 8 maja 2012

|11| "Śpij ze mną"


- Chyba oszalałeś
W odpowiedzi na mój oskarżający krzyk, usłyszałam jedynie perlisty śmiech.
Wyrwawszy z jego rąk piękne, lecz niezwykle DROGIE ubranie, zawiesiłam je z powrotem na wieszak.
- Nie ma takiej opcji - dodałam, zasłaniając ciałem kolejny ubiór, któremu się przyglądał.
Wypuścił ze świstem powietrze, kręcąc głową z politowaniem.
Całą duszą pragnęłam w końcu stąd wyjść. Doprawdy, zakupy nigdy nie były moją mocną stroną, a niechęć tę zwiększał fakt, że w sklepie nie byłam szmat czasu.
Miałam wrażenie, iż każdy mi się przygląda, wyśmiewając i szykanując w myślach. Czułam, jak mnie tępią, poniżają. Ci, którzy uważają się za lepszych.
Zauważywszy dość ładną, TANIĄ bluzkę, odetchnęłam z ulgą. Podeszłam do wieszaków, przeglądając je. Wybrawszy kilka towarów, zawołałam Harolda.
- Chyba oszalałaś! - skomentował mój wybór.
Zgrzytnęłam zębami, na co cofnął się nieznacznie. Wcisnęłam mu ubiór w dłonie i poczęłam pchać w stronę kasy.
- Nie ma takiej opcji - naśladował ton mego głosu, śmiejąc się.
- Albo to, albo nic.
Spojrzał na mnie błagalnie.
Bądź nieugięta, Jessica! Ale tam jest pełno pięknych ubrań... – odzywał się zuchwały głos w mej głowie - Wystarczyłoby pokazać palcem, a on poleciałby z wywieszonym jęzorem i kupił bez zahamowań.
Tyle, że ty taka nie jesteś, pamiętaj.
- Poprosimy to - warknęłam do ekspedientki, zajmującej się oglądaniem swych paznokci.
Zlustrowawszy mnie wzrokiem, zaśmiała się pod nosem, a ja kolejny raz, zawstydzona i poniżona, spuściłam głowę.
Dlaczego ludzie oceniają bliźnich jedynie poprzez wygląd zewnętrzny? Dlaczego nie starają się szukać piękna w głębi, w duszy?
Otóż, to jest o wiele trudniejsze.
Łatwiej bowiem wyśmiać osobę źle ubraną, grubą, czy brzydką, aniżeli doszukiwać się zalet w jej środku.
Człowiek jednak często nie bierze pod uwagę uczuć drugiej osoby. Bo człowiek to egoista.
Zostawiwszy Harrego samego ze sprzedawczynią, uciekłam stamtąd czym prędzej. Usiadłam na ławce przed sklepem, starając się lekceważyć wyśmiewające spojrzenia, które niemalże paliły mnie w skórę.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy spod niej nie wypełznąć.
Po chwili dosiadł się do mnie, dzierżąc w dłoni wielką siatkę sklepową. Patrzył się w ziemię, intensywnie nad czymś myśląc.
- Dziękuję - usłyszałam własny, ochrypły ton.
Uśmiechnął się, przenosząc wzrok na mnie.
- Wiesz co mnie męczy? - zapytałam.
- Co?
- To, że nie mogę ci się odwdzięczyć.
- Jeszcze zdążysz, nie martw się - zapewnił mnie z tajemniczym błyskiem w oku.
Odezwałam się po minucie ciszy:
- Co myślałeś, gdy mnie spotkałeś pierwszy raz na tamtej ławce?
- Że jesteś ładna.
Zaśmiał się perliście, dostając kuksańca w bok.
- A ty? Co wtedy myślałaś?
Spuściłam głowę, połykając wielką gulę w gardle. Widząc moją reakcję, przestał się śmiać, z zaciekawieniem oczekiwał odpowiedzi.
- Jak tym razem się mnie wykorzysta i czy znów będzie bolało - powiedziałam, nie patrząc na niego. Zacisnęłam mocno powieki, bo powoli zbierało mi się na płacz.
Przestań! Nie płakałaś tak długo! Teraz nic ci nie zagraża...
W końcu podniosłam na niego swój smutny wzrok.
- Jess...
- Błagam, chodźmy już stąd, Harry - jęknęłam. Nie chciałam, ażeby się nade mną użalał, sama bardzo dobrze sobie z tym radziłam.
Ruszyliśmy bez słowa w stronę wyjścia, wciąż bombardowani spojrzeniami.

Zadzwonił domofonem, myśląc nad swą decyzją. Czy postępował głupio? A może pierwszy raz w życiu robił coś dobrze?
Otworzywszy mu, warknęła coś pod nosem. Chciała zatrzasnąć drzwi, aczkolwiek skutecznie jej to uniemożliwia.
- Julie, daj spokój.
- Czego ode mnie chcesz?! - krzyknęła głośno.
Przeczesał nerwowo czuprynę, wsadzając drugą dłoń w kieszeń. No przecież masz język w gębie, chłopie! – ponaglał się w myślach.
- Zabierasz dużo mojego cennego czasu - syknęła.
- Nie, poczekaj! - ponownie uniemożliwił zamknięcie drzwi, zacisnąwszy oczy, rzekł:     - Przepraszam.
Otworzył jedno oko, obserwując jej reakcję.
Wybuchła głośnym, niepohamowanym, poniżającym śmiechem, łapiąc się za brzuch. Odruchowo skulił się, nie wierząc własnym uszom. Zawsze miał dziewczyny na wyciągnięcie ręki, a teraz ta jedna nie chciała mu się poddać.
Poważniejąc, warknęła:
- Wypad stąd.
Tym razem zamknęła drzwi skutecznie. Odwróciwszy się, ujrzała Dylana.
- No, skarbie, nie doceniałem cię. Myślałem, że ten plan z uwiedzeniem Liama,  o najzimniejszym sercu, spełznie na niczym, a tu proszę... Może ci jeść z ręki.
Przewróciła jedynie oczami, unosząc głowę z wyższością.

- Harry, zabiję cię!
Biegałam po całym domu, potykając się po drodze.
- Nigdy w życiu tego nie założę! - wrzeszczałam.
Styles jedynie śmiał się w niebogłosy, uciekając przede mną.
W końcu, dysząc ogromnie, opadłam na sofę, w ręku zaś dzierżyłam jedną z bluzek kupionych przez Harrego. Kiedy zostawiłam tę gnidę samą przy kasie, zamiast kupić zwykłe, TANIE ubrania, które osobiście wybrałam, pozamieniał towary, przez co zmuszona jestem założyć coś o wartości całkowicie mnie przerażającej.
Oddychałam ciężko, ciskając w jego stronę piorunami.
- No weź, chyba się teraz nie obrazisz? - zapytał słodko - Po prostu musiałem to zrobić.
- Ale to całkowicie do mnie nie pasuje - złapałam się za głowę.
- Najpierw idź i załóż.
Westchnęłam głośno, wstając z kanapy. Harry wciąż utrzymywał bezpieczną odległość, najwyraźniej się mnie bojąc. Zaśmiałam się cicho.
Wyjęłam z torby garść DROGICH ubrań i miałam w zamiarze pójść do łazienki, by je na siebie włożyć, lecz mi przeszkodził. Z wielkim uśmiechem na twarzy wyjął dwie bluzki przeze mnie trzymane i zamienił je na jakieś inne, z innym fasonem i kolorem, przez co ubiór, który trzymałam w dłoniach, tworzył jakiś dobrany, pasujący do siebie, modny strój.
Pokręciłam jedynie głową z politowaniem.
Założywszy ten majątek na siebie, przejrzałam się w lustrze. Harold miał naprawdę bardzo dobry gust, ale nie mogłam tego od niego przyjąć. Teraz, żeby oddać mu te pieniądze... Nie oszukujmy się. Nie dam rady mu ich zwrócić.
Nagle pojawił się w łazience.
- No i co? Nie wmówisz mi, że ci się nie podoba - uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Nie mogę tego od ciebie przyjąć.
- Jezus, Jessica! – jęknął - Dasz w końcu z tym spokój? Jako bardzo dobra znajoma, bardzo dużej gwiazdy...
- A więc się mnie wstydzisz?
- Nie! Jasne, że nie! - zaprzeczył szybko, a ja zaczęłam się śmiać.
Splótł ręce na klatce piersiowej z miną obrażonego dziecka.
Po chwili jednak szeroko się wyszczerzył, a jego oczy poczęły tajemniczo lśnić.
- To teraz proszę podziękować - rzekł, palcem pokazując swój policzek.
Wstrzymałam oddech. Pomimo tego, iż Harry był najbliższym mi mężczyzną, nie byłam pewna, czy jestem gotowa na kontakt z jego ciałem. To tylko cmok w policzek! – jęknęła podświadomość.
Widząc najwyraźniej moje zmieszanie, machnął ręką i... zawstydził się. Boże, zawstydził się!
- Przepraszam - szepnął z nieśmiałym uśmiechem.
Ponownie wybuchłam śmiechem, którym Pan Szanowna Gwiazda znów poczuła się urażona. Podeszłam do niego powoli i, wspinając się na palcach, musnęłam lekko jego policzek. Nie zdawał sobie zapewne sprawy, ile mnie to kosztowało, albowiem udało się.
Spojrzałam na niego pytająco, a on wyszczerzył się. Znowu.
Wpadł do domu, trzaskając z całej siły drzwiami. Ostatnio coraz częściej witał tak domowników.
Nie mógł uwierzyć, że Julie tak go ośmieszyła, nie mógł uwierzyć, że do niego nie wróciła.
Teraz cierpiało jego dobre imię i samopoczucie.
Miał ochotę roznieść wszystko w drobny mak i zaszyć się gdzieś daleko.
Usłyszawszy dźwięk swej komórki, odczytał poniżającą wiadomość. Kolejna osoba dowiedziała się o jego porażce i postanowiła dokuczyć.
Poczerwieniał ze złości i cisnął stojące nieopodal niego krzesło daleko w kąt, na wskutek czego rozwaliło się na kawałki. 
Warknął głośno, widząc w drzwiach przestraszonego Harrego.
Ty też mnie wyśmiejesz,? – pomyślał
- Liam, co się dzieje? - zapytał.
Jest za spokojny – denerwował się – Na pewno o wszystkim wie i nabija się ze mnie w myślach.
- Kurwa! - syknął, cisnąc kolejnym meblem o ścianę.
- Liam! Uspokój się!
Zauważył w końcu drobną brunetkę, chowającą się za plecami Harolda. Jego wściekłość sięgnęła zenitu.
- Kto to jest?! - krzyczał.
- Najpierw się uspokój.
Wziął głęboki wdech, aczkolwiek wciąż nie spuszczał oka z wystraszonej Jessici.
- To jest Jessica Smith, zamieszka na razie z nami. Jess, to jest Liam.
Kiwnęła jedynie głową, chowając się szczelniej za plecami Stylesa.
Nagle, przypomniawszy sobie coś, Payne wybuchł śmiechem.
- To jest ta śliczna laska,o której mówił Zayn? Dobra, przyznaję, niezła jest , tylko trochę strachliwa... A w łóżku dobra?
- Przestań. - warknął Harry, zaciskając usta z siłą, pod wpływem której zzieleniały.
Siedziałam na łóżku, wpatrując się w okno. Pamiętałam go skądś. I to wcale nie była miła sytuacja.
Już odkąd wpadł rozwścieczony do domu i zaczął demolować pokój wiedziałam, że go znam. Te same wściekłe, brązowe oczy, które budziły grozę, ta sama barwa głosu i zapach, a raczej odrażający smród, alkoholu.
Harry popatrzył na mnie przepraszająco i czule przytulił. Westchnąwszy cicho, objęłam go ramionami. Nie pamiętałam już, jakie miałam problemy z pocałowaniem Lokowanego w policzek.
- Jess, powiedz mi, czy ty czujesz się tu bezpieczna? - zapytał, odsuwając się ode mnie i dokładnie obserwując moją reakcję.
- Tak - skłamałam, starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.
Uśmiechnął się, znów przytulając mnie do swojego torsu.
Prawda jest taka, że czułam się bezpieczna dopóty, dopóki nie poznałam trzeciego z współlokatora i nie utwierdziłam się w przekonaniu, że skądś go pamiętam.
Starałam się jednak za wszelką cenę łagodzić ten strach, tłumacząc, że pomieszało mi się w głowie. Histeryzuję, a zapewne widziałam go kiedyś w jakimś programie telewizyjnym lub kolorowym magazynie.
Z przemyśleń wyrwał mnie odgłos burczenia brzucha, który usłyszałam niezwykle blisko ucha. Odgadując, że dźwięk ten wydobył się z żołądka Harrego, zaśmiałam się głośno.
- Gotować to ja nie umiem, ale jako twoja nowa sprzątaczka mogę zmyć naczynia.
Wydał się być tą informacją niezwykle szczęśliwy, co dało mi do zrozumienia, iż sprzątanie po posiłku nie należało do jego ulubionych zajęć.
- W takim razie na co masz ochotę?
- Na naleśniki - odparłam po krótkim namyśle.

Przewracałam się na łóżku, drżąc z przerażenia.
Gonił mnie. Uciekałam, łkając i potykając się po drodze. Słyszałam szybkie kroki i dyszenie tuż za sobą. Sapiąc, złapał moją nogę, przez co upadłam brzuchem na trawę. Szybko, trzymając mocno moje ręce i uniemożliwiając ruchy, położył się na mnie, a następnie przygniótł na tyle, żebym nie miała już żadnych szans na ucieczkę.
- Za szybko poszło. Pozwolisz, że urozmaicę sobie trochę jeszcze tę zabawę?
Chciałam krzyknąć, lecz zatkał mi jedną dłonią usta, drugą zaś wkładając pod bluzkę i wodząc po piersiach. Łkałam, szarpiąc się. Moje histeryczne próby ucieczki jedynie go podniecały.
Całując szyję, począł zjeżdżać dłonią w dolne partie mojego ciała. Płakałam coraz głośniej, krztusząc się i dusząc, gdyż wciąż trzymał rękę na mojej buzi, nie pozwalając krzyczeć i normalne oddychać. Jego dłoń znalazła się w moich spodniach.
- Popatrz na mnie! - wydarł się - Pokaż, jak jesteś podniecona!
Wciąż nie mogąc oddychać, szlochałam jedynie cicho. Siłą odwrócił w swoją stronę mą głowę. Ujrzałam dzikie, brązowe oczy i poczułam mocny zapach alkoholu.
Kiedy siłą włożył we mnie palce, obudziłam się z krzykiem.
Leżałam chwilę na łóżku, a moje ciało niemiłosiernie drżało. Krztusiłam się łzami.

- Harry? - zaszlochałam cichutko - Harry! - krzyknęłam, płacząc.
Podniósłszy się szybko z materaca obok, znalazł się przy mnie.
- To tylko sen, spokojnie - zaczął mnie uspokajać, uprzednio przytuliwszy mocno.
- Harry, błagam... – chlipnęłam - Harry... śpij ze mną.
____________________________________________
I jest kolejny, miałam go dodać dopiero jutro, ale skoro już go napisałam, to macie dzisiaj :P. 
Wiem,że nie ma w tym opowiadaniu Nialla, i Louisa, ale mam nadzieję,że niedługo tu zawitają xd. Dziękuję, że jeszcze to czytacie. Naprawdę dziękuję. Proszę oczywiście o szczere komentarze ; ). 
Pozdrawiam. 

piątek, 4 maja 2012

|10| " Chcesz trzymać pod naszym dachem dziwkę?! "

Usłyszawszy ciche chrapnięcie, uśmiechnęłam się blado. 
Oddychałam ciężko, przyglądając się mu. Może mogłabym go pokochać? Tak prawdziwie, bezinteresownie. Może byłabym z nim szczęśliwa?
W progu pojawił się lekarz gestem ręki pokazał mi, że powinnam już iść. Kolejny raz dzisiaj sprzeciwiłam się doktorowi, lecz ujrzawszy rozgniewane oczy, uległam.
Był środek nocy, a korytarze oświetlały jedynie rażące lampy. Drepcząc powoli, zaglądałam przez okna pomieszczeń szpitalnych. Sale były pozajmowane, brakowało miejsca. Większość pacjentów stanowiły osoby stare, schorowane, aczkolwiek dzieci również spotkałam dużo. Zrozpaczone, leżały na niewygodnych łożach, a w ich oczach świecił smutek. Patrzyły z żalem na rodziców, pociągając nosem. Niekiedy zdarzyło się, iż nie siedział przy nich nikt. Osamotnione, przestraszone, rozglądające się z przerażeniem po otoczeniu.
Z zaszklonymi oczami dotarłam do swej sali, lecz nie mogłam usnąć. Przekręcając się setny raz na drugi bok, nie wytrzymałam. Ponownie wyruszyłam na obchód, uprzednio zakładając zgniłozielony szlafrok.
W jednym ze szpitalnych sal zobaczyłam dziewczynę w swoim wieku. Leżała skulona w kłębek, a w jej oczach ujrzałam zupełną, przerażającą pustkę. Nie było w nich nic.
Drżącą dłonią nacisnęłam klamkę. Drzwi, zaskrzypiawszy głośno, odchyliły się tak, iż mogłam wejść. Stawiając cicho kroki, przybliżałam się do niej, ale ani drgnęła. Wciąż wpatrywała się pustym wzrokiem w jeden, martwy punkt. Przerażało mnie to.
- Cześć - rzekłam, trzęsąc się.
Spojrzała na mnie. Zakryłam usta dłonią, żeby nie krzyknąć.
- Czego chcesz? - zapytała oschłym tonem.
- Jak... Jak się czujesz? - nie panowałam nad sobą. Jej wzrok sprawiał, że miałam ochotę stamtąd jak najszybciej uciec.
Zaśmiała się gorzko. Na swoich plecach odczułam nieprzyjemny dreszcz.
Zauważywszy i przyjrzawszy się jej rękom, zaczęłam płakać.
- Bierzesz?
- Czy biorę? - znowu zaśmiała się rozpaczliwie - Więcej się już chyba nie da.
- Dlaczego? - jęknęłam, łkając.
- Zabiłam swoje dziecko. Zabiłam, bo on tak chciał.
- Jak to on?
- Bił mnie. Zawsze. Codziennie - mówiła to z tak kamienną twarzą, iż znowu chciałam krzyknąć i zwiewać - Rodzice mnie zostawili. Powiedzieli, że jestem dziwką, że się puszczam i przynoszę im tylko ogromny wstyd. A on... On nadal bił. I uznał, że zabije, jeśli nie pozbędę się tego dziecka... Więc to zrobiłam. Ale on nie przestał bić. Bił mocniej, częściej. A teraz gnije w piekle. Kilka ran zadanych nożem... I zabiłam ojca swojego dziecka, tego, które też zabiłam. Zostało mi tylko zabić siebie.
Wpatrywałam się w nią, nieruchomiejąc.
- Wzięłam największą dawkę, jaką się da. Nie pamiętam... Nie rozumiem, dlaczego nie zadziałało! Złapali mnie. Ci, spod sklepu. Nie czułam ciała, nie miałam jak się bronić. Wykorzystali mnie. A potem... Potem, śmiejąc się, położyli na torach. Widziałam nadjeżdżający pociąg. I swoje nogi na drewnianych deskach.
Czułam, że krew odpływa mi z twarzy. Spokojnie, krztusząc się z przerażenia, spojrzałam na prześcieradło przykrywające dolne części jej ciała. Nie było żadnych wyżyn, które oznaczałyby, iż posiada nogi. Nie miała ich.
Tym razem nie zdołałam zdusić krzyku.
- Przez chwilę myślałam, że ktoś mnie wyręczy, że nie będę musiała sama podnosić na siebie ręki, a co ze sobą idzie-potraktowaliby mnie może trochę łagodniej, tam, w górze. Ale w momencie, kiedy uświadomiłam sobie, iż na torach są tylko moje nogi... Teraz muszę tu gnić. Bez nikogo, z poczuciem winy, niezdolna do wykonania jakiejkolwiek czynności. Odpowiedz sobie sama, jak się czuję. Ale już niedługo - dodała ciszej.
Pragnęłam ją pocieszyć, przytulić, aczkolwiek nie potrafiłam. Była podobna do mnie, jak ja, kilka tygodni temu, marzyła o samobójstwie. Z tą różnicą, iż ona nie spotkała kogoś takiego, jak Harry.
Lekarz siłą wyprowadził mnie z sali, grożąc coś pod nosem. 
Jak w amoku znalazłam się w swoim łożu. Popłakując cicho i klnąc na Boga, w końcu usnęłam.

Obudziły mnie poranne hałasy na korytarzu. Ziewając, prawie sturlałam się z łóżka. Ubrawszy szpitalny strój, wyruszyłam powolnym, ślamazarnym krokiem w stronę sali Harolda .
Uśmiechnęłam się leciutko, gdy uświadomiłam sobie, że w ciągu kilku godzin zamieniliśmy się rolami. Teraz ja, w każdej wolnej chwili, pędziłam do niego, oczekując jedynie, kiedy zdenerwowany doktor siłą wyprowadzi mnie z pomieszczenia.
Wzdrygnęłam się, przechodząc obok sali wczoraj poznanej dziewczyny. Nie oparłam się jednak pokusie, ażeby zajrzeć przez okno. Z trwogą stwierdziłam, iż łóżko jest puste.
Oddychając szybko, zaczepiłam młodego lekarza kroczącego w moją stronę.
- Przepraszam...
- Tak? Czy coś się stało?
- Proszę mi powiedzieć, co stało się z pacjentką zajmującą tę salę? Jeszcze wczoraj...
- Czy jest pani z rodziny?
- Nie... Ja... Ja poznałam ją wczoraj i chciałam... po prostu chciałam się dowiedzieć.
- Nie ma jej już.
Znieruchomiałam.
- Jak... jak mam to rozumieć?
- Zabiła się. Wyskoczyła oknem - zachichotał, jakby było to czymś śmiesznym.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Jak to... wyskoczyła?
- A skąd mam wiedzieć? - zaistniała sytuacja wyraźnie go bawiła, śmiał się - Przyturlała się no i... nie wiem! Wspięła na barierkę i skoczyła. Upadła na głowę, zgon na miejscu. Osobiście to sprawdziłem.
Nie podobał mi się sposób w jaki traktował to wydarzenie. Ona przecież nie miała nóg! Jak mogła... To niemożliwe.
Uświadomiwszy sobie w końcu, co się stało, zaczęłam cicho łkać.
- Ale... Nie było nikogo przy niej? Jak mogliście na to pozwolić?!
- Nie rozumiem pani. Nawet jej pani dobrze nie znała. Ona nie miała nikogo. Jednej kaleki mniej-korzyść dla społeczeństwa.
Osłupiałam.
- Co... Co z pana za lekarz? - zdołałam wydukać, powstrzymując płacz.
- Niezwykle ceniony.
Prychnąwszy, odszedł.

Kroczyłam powoli po korytarzu, opłakując przedwcześnie zmarłą dziewczynę. Kolejny raz w swoim marnym życiu wyzywałam w myślach Boga. Dlaczego nie wysłał do niej z misją drugiego takiego Harrego? Dlaczego ratuje właśnie mnie? Czy byłam mu do czegoś potrzebna?
Oparłam się o framugę drzwi, obserwując jak Styles czyta jakieś czasopismo o modzie. Wydawał się być maksymalnie skupiony i zainteresowany. Przekręciwszy pisemko o dziewięćdziesiąt stopni, podrapał się po brodzie. Zachichotałam głośno.
- Witaj - rzekłam, zajmując miejsce obok niego.
Wyszczerzył się.
- Witaj.
- Nie wiedziałam, że... interesuje cię moda.
- Bo nie interesuje. Jak w końcu stąd wyjdziemy, mam zamiar iść z tobą na zakupy. No i tak oglądam, myśląc w czym ci byłoby ładnie. Zobacz, to by do ciebie pasowało - wręczył mi gazetę, pokazując palcem jakiś czerwono-czarny strój składający się z bluzki, spodni i butów na obcasie.
Całkowicie zbił mnie z tropu. Patrzyłam na niego, zaskoczona.
- No przecież musisz w czymś chodzić, prawda? - spojrzał znów na wybrany przez siebie ubiór, uśmiechając się - Tak, to będzie dobre.
- Skąd weźmiesz na to pieniądze? - niemalże jęknęłam.
- Daj spokój, mam ich pod dostatkiem.
- Ale ja nie chcę nic od ciebie wyciągać...
- I nie będziesz. To taka... pożyczka. Zapłacisz... - zamyślił się - pracując jako sprzątaczka w naszym domu. Co ty na to?
Na lepszą pracę liczyć nie mogłam. Przerwałam naukę, nie miałam jakichkolwiek umiejętności, a chodzić w czymś i jeść musiałam. Musiałam również przystać na jego propozycję.
- Posłuchaj, swego czasu robiłem coś, co przynosiło mi bardzo dużo pieniędzy – westchnął - i z tamtych czasów zostało mi jeszcze wiele oszczędności.
- Co takiego robiłeś?
- Śpiewałem.
- Śpiewałeś? - zapytałam, zdziwiona.
- Ba, wielką gwiazdą byłem! - zaśmiał się.
- Skoro byłeś taką wielką gwiazdą, to dlaczego cię nie znałam?
- A może nie pamiętasz?
- Wątpię.
Wzruszył ramionami.
A więc był upadłą gwiazdą show-biznesu. Śpiewał, zarabiając w ten sposób na życie. Zakończył to, co niegdyś było moim dziecięcym marzeniem.
- W takim razie, zaśpiewaj mi coś, wielka gwiazdo.
- Bez mojej gitary nie dam rady - rzekł szybko.
Posiadał i gitarę - drugi z moich małych marzeń.
- Czyżby? Harry, proszę!
- Nie robiłem tego od dawna...
Zmroziłam go spojrzeniem.
- Nie teraz, Jess, nie teraz.
Westchnęłam, zrezygnowana i opuściłam głowę. Przypomniało mi się to jedno, wielkie marzenie – stać się piosenkarką. Przypomniało mi się, jak śpiewałam przed lustrem z dezodorantem w ręku, jak namawiałam rodziców na każde nowe karaoke, które pojawiło się na rynku. Rodzice... Mama nigdy we mnie nie wierzyła. Powtarzała, że ludzie w show-biznesie się zmieniają i to wcale nie na dobre. Tata zaś stał murem po mojej stronie, bowiem wierzył we spełnienie dziecięcych marzeń, w ich wielką moc. To on słuchał cierpliwie wszystkich moich występów i kupywał nowe, muzyczne gadżety. Potem, gdy mnie zostawili, marzenia legły w gruzach, jak i całe moje życie. Wtedy zaczęło się piekło, które przerwał ten tu, siedzący obok.
Podniósł lekko mój podbródek do góry, przyglądając się dokładnie. Wiedziałam, co chciał zrobić i bardzo mnie to niepokoiło. Obawiałam się bowiem, iż w momencie, gdy dotknie moich warg, mógłby się odezwać we mnie ten cholerny egoizm i nie potrafiłabym przerwać pocałunku.
On jednak uśmiechnął się jedynie łobuzersko i powrócił do swej poprzedniej pozycji. Nie wiem dlaczego spojrzałam na niego z żalem.
- Puk, puk, można, gołąbeczki?
Usłyszałam TEN głos. Ten męski, niski, seksowny baryton, należący do osoby śniącej mi się po nocach.
Zdezorientowany i ogromnie zdziwiony wzrok Harrego utwierdził mnie w przekonaniu, iż się nie przesłyszałam. Oddychając szybko, spojrzałam na drzwi.
Opierał się o framugę, szczerząc chytrze, a moje serce odpowiedziało na ten widok dość gwałtownie przyspieszając rytm.
Jednakowoż nie pozwoliłam tego po sobie poznać. Nie mogę pozwolić. On nie jest dla ciebie, Jessica, pamiętaj. To dupek pieprzący wszystko, co się rusza.
- Czego chcesz? - zapytał spokojnie Harry.
- Lekarz wypisał was ze szpitala. Pozwoliłem sobie przyjechać i zawieść was do domu. To jak, idziemy?
- Odbiło ci?
- Jeśli nie masz ochoty, możesz wracać taksówką.
Lokowany prychnął, lecz w jego oczach wciąż widziałam zdezorientowanie i zdziwienie.
- A panienka zabiera się z nami?
- Tak, zabiera się - nim zdołałam coś wydukać, Harry zdążył odpowiedzieć za mnie.
- To jedziemy.

„Słuchaj, Emma... Spróbujmy jeszcze raz, dobrze? Przepraszam cię za to, co powiedziałem. Nie chciałem. To jak, wrócisz do mnie?”
Przytrzymując jeden z przycisków na klawiaturze swego nowego telefonu, ostatecznie skasował napisaną wiadomość.
Co ja robię? - klął na siebie w myślach - Co ja najlepszego wyprawiam? Może Zayn ma rację? Może sprawy z Julie zaszły za daleko? - patrzył chwilę w ścianę - Nie, to niedorzeczne. Jestem Liam Payne, bezduszny i mega seksowny zdobywca kobiecych serc. Najlepszy na świecie kochanek, nie znający uczucia takiego, jak miłość.
Obserwując tępym wzrokiem wyświetlacz komórki, na którym widniało jej zdjęcie, szepnął do siebie:
- Zauroczony kochanek, nienawidzący uczucia takiego, jak miłość.


Siedziałam na tylnym fotelu JEGO sportowego, czarnego BMW, wlepiając wzrok w szybę. Na zewnątrz lał deszcz, a ja z zaciekawieniem oglądałam goniące się na oknie samochodu malutkie kropelki.
Dojechawszy na miejsce, zgasił silnik i odwrócił się w moją stronę.
- A ciebie gdzie zawieść?
- Nigdzie, zostaje na razie z nami.
Styles ponownie wciął mi się w zdanie. Posiadam przecież własny język!
- Dziękuję Harry, ale umiem mówić - zwróciłam się do Zayna - Zostaję na razie z wami.
Nie odpowiedział, uśmiechnął się jedynie szyderczo, a uśmiech ten zapowiadał jakąś katastrofę.
Lokowany otworzył mi drzwi, pomagając wysiąść z auta. Zadrżałam z zimna; przez tę krótką drogę do ich domu zdążyłam całkowicie zmoknąć.

Siedząc przy ogromnym, metalowym stole i mając na sobie tylko bieliznę oraz ślicznie pachnącą koszulę Harrego, jadłam kolację. Starałam się ignorować natarczywy wzrok mulata, który zajmował miejsce naprzeciwko mnie.
Nie miałam już ochoty uchodzić za biedną, niewinną i niezdolną do obrony dziwkę. Chciałam mieć wpływ na swoje życie i walczyć o bezpieczeństwo.
- Czego chcesz? - warknęłam, kiedy pożądliwy wzrok Zayna nie ustał.
Oczekiwałam tego, że się speszy. Jakże ogromnie się myliłam.
- Mam ci przeliterować? - uśmiechnął się z pogardą.
- Przykro mi, nie jestem w stanie ofiarować ci tego, czego oczekujesz.
- Jeszcze nie - stwierdził niskim tonem - Jeszcze nie – powtórzył szeptem, wychodząc.
Jęknęłam. Jego pewność osiągnięcia celu dołowała mnie. Dołowała, bo czułam, iż w końcu się poddam, a on dostanie to, co chce. Nie możesz, Jess! Nie możesz mu się oddać!
- Nie przejmuj się nim - rzekł Harry z dziwnym wyrazem twarzy - W końcu znudzi mu się uganianie za kimś, kto się nim nie interesuje.
Miejmy nadzieję. Bo jeśli nie, marny mój los.


- Dobranoc - rzekł, gasząc światło w pokoju, niczym ojciec żegnający na noc swą córkę.
Zdążył zamknąć pomieszczenie, a drzwi wejściowe trzasnęły z hukiem. Ktoś, tupiąc głośno, przeszedł cały korytarz. Popchnąwszy po drodze Harrego, trzasnął ponownie drzwiami, tym razem, jak mniemam, od swego pokoju.
Postanowiłam ten incydent zignorować, ponieważ, mając za sobą ciężką noc, a i dzień równie szalony, prawie natychmiast zasnęłam.

- Dziwkę?! Chcesz trzymać pod naszym dachem dziwkę?!
- Nie mów tak o niej!
- Powiedziałeś, że masz ją z burdelu. A czy w burdelu nie pracują dziwki?!
Styles niemalże zabijał go wzrokiem.
- A czy ty nie czujesz się przypadkiem urażony, co, Zayn?
- Niby czym? - prychnął.
- Bo ona cię nie chce - rzekł Harry, dumnie wypierając pierś.
Nareszcie miał nad nim przewagę. Nareszcie, choć raz w życiu czuł się lepszy.
- Nie mam czego się obawiać. Nie zauważyłeś, że prędzej, czy później, zdobywam każdą, którą chcę? - zaśmiał się z wyższością - Ona też będzie moja. Zobaczysz, przelecę ją nim zdążysz się zorientować.
Cała chwilowa duma Harolda gdzieś wyparowała. Doskonale wiedział, że żadna dziewczyna się jemu nie oparła.
Ostatecznie podjął decyzję, iż tym razem będzie inaczej. Nie pozwoli, by Malik skrzywdził Jess. Nie pozwoli, by skrzywdził dziewczynę, którą kocha nad życie.
________________________________________________________
I jest, trochę długi ale jest . Przepraszam za długą nieobecność, ale musiałam wykorzystać pogodę :) . Następny rozdział, nie wiem kiedy się pojawi, mam nadzieje,że szybko : P. 
Liczę na wasze szczere opinie. Pozdrawiam.

Obserwatorzy