- Jak nie będziesz grzeczna, kwiatuszku, będziesz wyglądać tak, jak ona - morderczy ton Lucasa sprawił, iż przeszły mnie ciarki.
A więc wyglądałam aż tak strasznie? Dlaczego jeszcze nie umarłam?! Boże, czy naprawdę muszę tak cierpieć?!
Chociaż nie znałam tej dziewczyny, wiedziałam, co czuła. Kilka miesięcy temu to ja byłam na jej miejscu. To ja byłam tą nową, sponiewieraną, to moje piekło dopiero się zaczynało.
I co? Kończę tak jak wszystkie, na wózku inwalidzkim, w najlepszym wypadku tylko mocno obita, staczając się na samo dno. W tym budynku narkotyki i papierosy to coś normalnego. Lucas ostrzegał mnie, że i tak dobrze się trzymam. Gdyby nie duża chętka mężczyzn na moje ciało, już dawno skończyłabym tak, jak kończę w tej chwili. Nie czuję się usatysfakcjonowana, wręcz przeciwnie.
Poczułam kolejne łzy spływające po moich sinych policzkach. Dziwi mnie, że ich zapasy się jeszcze nie wykończyły, bo wątpię, czy jest jeszcze taka osoba na świecie, która gubi ich więcej, niż ja.
- Witaj, cukiereczku - usłyszałam nad głową. Zdusiłam krzyk, przestraszywszy się - Jak się czujemy? - mogłabym się założyć, że na jego twarzy tkwi satysfakcjonujący uśmiech.
Zagryzłam wargi i w końcu otworzyłam oczy. Poczułam nagły przypływ złości i żalu. Dość, tym razem się nie poddam.
- A dziękuję, bardzo dobrze - sama dziwiłam się swojemu ostremu tonowi.
- Nie tym tonem kochaniutka.
- A co mi zrobisz?! Zabijesz mnie?! Proszę bardzo, nawet nie wiesz, jak tego pragnę! Wczoraj malutko ci zabrakło, no dawaj! Tchórzysz?!
Ucichłam, widząc złość narastającą w jego oczach. Nachylił się tak, iż jego twarz była tuż nad moją głową, po czym nacisnął mocno na mą zbolałą łydkę. Krzyknęłam, a mój głos rozniósł się po budynku.
- Co to, to nie. Jesteś zbyt dobrym towarem, bym mógł cię zabijać. Tutejsze chamy są zbyt wybredne, kochaniutka, nie będą pieprzyć byle jakiej panny - w tym momencie przycisnął moją klatkę piersiową, załkałam - Jesteś piękną, młodą, jedną z najlepiej opłacanych dziwek w tym całym burdelu. Tak więc widzisz, tutaj nie grozi ci śmierć, ale jak jeszcze raz wywiniesz taki numer, ta noga - ponownie walnął pięścią w moją łydkę, nie miałam już siły krzyczeć - może nie być tylko złamana. Podobno laski na wózku inwalidzkim, takie, które nie mogą cię uderzyć, takie, które nie mogą się niczemu sprzeciwić, też się dobrze sprzedają, więc co mi szkodzi? Pilnuj się, mój ulubiony cukiereczku. I wracaj do zdrowia, bo jutro masz sporo samotnych panów do obsłużenia.
Po tych słowach wyszedł, zostawiając mnie łkającą i prawie konającą z bólu.
„Płacz moczy twarz, ale nie obmywa serca”
- Ej, lokowany, nic ci nie jest?
Harry, ocknąwszy się, zaczął rozmasowywać piekący policzek.
- Przepraszam, za mocno?
Spojrzawszy na wybawicielkę, wstrzymał oddech. Kucała przy nim niebiańsko piękna piękność; szatynka o tajemniczo lśniących, zielonych oczach, zaśmiała się głośno.
- Co się stało? - Styles złapał się za głowę.
- Ty mi wytłumacz. Szłam sobie właśnie do twojego przyjaciela, a tu leżysz bez życia i...
- Ja nie mam przyjaciół- syknął. Po co robił sobie nadzieję? Jakim cudem ta śliczna dziewczyna nie miała być kolejną z tych wykorzystanych i porzuconych przez jednego z jego przyjaciół? Ciekawe tylko, który tym razem.
- Nieładnie przerywać kobiecie - zatrzepotała kokieteryjnie rzęsami.
Przecudna, pomyślał. Ujęła w palce jego podbródek i spojrzała głęboko w oczy.
- Miałam zabawić się z Zaynem, ale ty jesteś o wiele lepszy - musnęła lekko jego usta - Te loczki są przesłodkie - powiedziawszy, pogłębiła pocałunek.
To, co wyprawiała ze swoim językiem było nie do pomyślenia. W ułamku sekundy zrobiło mu się nadzwyczaj gorąco. Poczuł nagle nieznane uczucie, pragnienie, pragnienie innego ciała.
Powoli przejechała po całym jego torsie, a skóra pod wpływem jej seksownego dotyku paliła ogniem podniecenia. W pewnym momencie zjechała nisko, za nisko, i zaczęła masować najczulsze miejsce na ciele .
- Przestań - wychrypiał.
Nie przestawała. Pogłębiła pieszczotę, wprawiając go w stan nieużyteczności umysłowej. Ostatnimi resztkami zdrowego rozsądku odepchnął ją od siebie.
- Nie jestem taki, jak oni.
- Oj, mylisz się, głuptasie. Każdy samiec jest taki sam.
- W takim razie ja jestem wybrykiem natury.
- Sprawię, że będziesz normalny.
Znów przybliżyła się na niebezpieczną odległość.
- To niewykonalne, kotku. Ja nigdy nie prześpię się z dziewczyną, którą miało pół miasta, a na pewno nie z taką, którą przeleciał jeden z moich niewyżytych współlokatorów.
Po tych słowach ruszył w stronę domu. Czuł, że przesadził. Nie tak go wychowano.
- Jeszcze się zdziwisz, przystojniaczku! - krzyknęła.
Trzasnął drzwiami, po czym, chowając twarz w dłonie, zjechał na podłogę.
Kiedy ponownie otworzyłam oczy było już ciemno, widocznie przysnęłam. Całe ciało nadal bolało mnie niemiłosiernie, a głowa pulsowała w rytm galopu rozwścieczonego konia.
Wycierając dłonią łzy, z wielkimi trudnościami wstałam z łóżka. Droga do szafy była dla mnie nie lada wyzwaniem usłanym kolejnymi spazmami bólu.
Założywszy jakiś zwiewny, łatwy do zdjęcia strój, ujrzałam w rogu pomieszczenia resztki gitary. Kuśtykając, doczłapałam się do niej.
To przez nią cierpię teraz męczarnie. To przez nią boli mnie łydka. To przez nią nie mogę oddychać, poprzez bolące żebra. Ale kochałam ją nadal.
Od dziecka marzyłam, by na niej grać, by nauczyć się choć jednej prostej piosenki. Rodzice nigdy nie mieli pieniędzy, ażeby spełnić moją zachciankę. Musiałam dojść aż tu, by poczuć ją w końcu w swoich dłoniach. Chociaż roztrzaskana i połamana, dla mnie nadal piękna i niesamowita. Gitara. Moja gitara.
Z pudła rezonansowego pozostała tylko górna powierzchnia, gryf zaś i główka gitary miała jedynie kilka rys. Brakowało jednej struny - basowej.
Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy od ponad trzech miesięcy uśmiechnęłam się.
Naciągnęłam odpowiednio struny. Chociaż bez pełnego pudła rezonansowego dźwięki nie były w ogóle dźwiękami gitarowymi, nie przypominały zresztą żadnego instrumentu, ale mimo wszystko były jednymi z najpiękniejszych, które w życiu słyszałam. Moja gitara grała. Nie tak, jak powinna, ale grała. Dla mnie.
Szarpiąc struny, zapomniałam o bólu. Wsłuchałam się w koślawą melodię, moją własną, koślawą, acz przepiękną melodię, w głowie układając słowa piosenki.
Przyjemność ta pochłonęła mnie na tyle, iż zapomniałam o narkotykach. Niestety, gdy mój głód narkotykowy doszedł do najwyższego poziomu, musiałam przerwać grę i zażyć zabijającą mnie substancję. Po drodze jednak, pod wpływem nagłego zmęczenia i utraty sił, osunęłam się na podłogę i zemdlałam.
- Wygrałem! I co, patafianie?! Wygrałem! - Zayn biegał opętany po pokoju, śmiejąc się - Wisisz mi stówę. Haha, wygrałem!
- Zamknij się, idioto!
- Co się stało ? Czyżby porażka była bolesna? No powiedz, bo ja nie znam tego uczucia! Haha! Osiem dziewczyn w dwa dni, to mój rekord!
- Stul pysk!
- Jasne, już. Może gumki pożyczyć na uspokojenie? Co ja gadam, po co, skoro żadna cię nie chce?
- Przestańcie! - warknął Styles.
- Nie wtrącaj się, gówniarzu - machnął ręką Liam.
- Ja, gówniarzem?! Spójrz na siebie, co wyprawiasz, co wygadujesz! Pamiętasz jeszcze jak to było dawniej?! Pamiętasz?! Nie pamiętasz, bo nie jesteś już moim przyjacielem! - krzyczał mu w twarz.
W pewnym momencie zrobiło mu się słabo. Złapawszy się za pierś, zaczął ciężko dyszeć i oparł się o Zayna.
- Co się stało naszemu prawiczkowi?
- Liam, przestań w końcu, jemu coś jest.
- Ja wiem co, brak seksu.
- Nienawidzę was - wypowiedziawszy szeptem te słowa, z cichym jękiem upadł na podłogę.
Ocknęłam się w tym samym miejscu. Nikt się mną nie interesował?
Zanim wstałam, kilka ciepłych, radosnych promieni otuliło moją zbolałą twarz. W końcu, dręczona przez drżenie rąk i dudnienie w głowie, doczołgałam się do umywalki, po czym szybko rozprowadziłam po niej proszek i po jednym, dużym wciągnięciu powietrza zniknął z białej, śliskiej powierzchni.
Od razu poczułam się lepiej, lecz błogie uczucie nie trwało długo. Opierając się o ścianę i obejmując nogi ramionami, czekałam na przyjście Lucasa i powiadomienie mnie, iż ktoś zamówił sobie moje ciało.
Sygnał białego ambulansu budził ludzi. Zaciekawieni, wyglądali przez okno. Niektórzy kręcili głowami z politowaniem, inni modlili się, jeszcze inni pozostawiali obojętni.
A w środku jechało dwóch mężczyzn. Nieprzytomny Harry, lokowany chłopaczyna zmęczony życiem i jego zagubiony kolega Zayn.
- Liam, dzwoń po karetkę! - krzyczał średni kilka minut wcześniej.
- Sam sobie dzwoń. Jemu zaraz przejdzie, uspokój się.
- On nie oddycha!
- To mu zrób usta-usta. I tak nic lepszego od życia nie dostał. Trza było brać z żywota co najlepsze, kiedy jeszcze był na to czas.
Nie do wiary, myślał, siedząc w karetce i patrząc na twarz przyjaciela.
Wow, to jest świetnie! Nie powiem Ci niestety, jak na to opowiadanie trafiłam, bo już sama nie wiem, ale jest po prostu FENOMENALNE!
OdpowiedzUsuńJakbyś mogła informuj mnie o nowych odcinkach na tt: @NiallineHoran lub gadu: 19108166
Zapraszam także do siebie:
www.thecrushedheart.blog.onet.pl
zaczyna sie suuper *.* czekam na następny rozdziaaał! :D
OdpowiedzUsuń