Obudziłam się mocno wtulona w tors Harrego. Dziwiłam się, że nie udusił się od siły mego uścisku lub jego żebra nie zostały przeze mnie połamane.
Powoli kierowałam swą głowę ku górze, aż w końcu napotkałam jego zdziwione i zawstydzone spojrzenie. Sama po chwili oblałam się krwistą czerwienią, odrywając od jego ciała.
- Dziwne masz przygody ze mną, czyż nie? - uśmiechnęłam się blado, a on zachichotał.
- Nie będę narzekał, ale naprawdę czasem trudno cię rozgryźć.
- Co masz na myśli?
Westchnął.
- W jednej sekundzie niemalże tryskasz radością, po czym, po minucie, widząc moich współlokatorów, chowasz się za mną i drżysz z przerażenia, aż w końcu budzisz się w nocy, dusząc łzami i prosisz o wspólne spanie...
Jego wypowiedź spowodowała to, iż ponownie zalałam się purpurą.
- A najgorsze jest to, że nie chcesz mi niczego wytłumaczyć, a być może razem byśmy jakoś sobie z tym poradzili.
- Mówiłam ci, że będę ci tylko zawadzać...
- Jessica, ty nie rozumiesz.
Nie chciałam kontynuować tego beznadziejnego tematu, więc nie odpowiadałam.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, co ci się śniło?
Czy mogłam mu opowiedzieć? Czy mogłam wyjawić swe obawy związane z Liam'em? Czy mogłam zaznaczyć, iż najprawdopodobniej zostałam kiedyś przez jego "przyjaciela" zgwałcona, w następstwie czego nawiedza mnie teraz w snach, a na jego widok drżę ze strachu?
Nie mogłam.
Równie dobrze może mi się jedynie wydawać. Głupia, oskarżasz, nie mając dowodów.
- Jess?
- Miałam po prostu obrzydliwy koszmar... Doświadczenia z przeszłości.
Nienawidziłam tego jego litującego się wzroku.
Po chwili położył się na plecach, ręce kładąc pod głowę i nucił jakąś znaną mi melodię.
- Take on me - szepnęłam do siebie.
Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- No co? Może w dzisiejszych hitach się nie orientuję, ale muzykę lat osiemdziesiątych znam.
- Chodź - złapał mnie za dłoń, niemalże zrzucając z łóżka.
- Ale gdzie? Harry! Ja jestem w piżamie!
Moje protesty spełzły na niczym, staliśmy przed wielkimi drzwiami na końcu korytarza. Patrzyłam głupio to na niego, to na te cholernie drzwi, trzęsąc się z zimna, gdyż wyciągnięto mnie przed chwilą z ciepłego łóżeczka.
Nacisnął klamkę, pokazując mi istny raj. Czegoś takiego nie zdołałabym sobie nawet wyobrazić, a marzyłam o podobnych rzeczach wiele razy.
Ściągnął ze ściany jedną z tuzina elektrycznych gitar. Badałam ją wzrokiem, jakby była ósmym cudem świata.
Czerwono-czarna, taka, o jakiej zawsze śniłam.
- Pamiętasz jeszcze trochę ten utwór? - zapytał, szczerząc się.
- Pamiętam, ale...
- To trzymaj, a ja pójdę na perkusję.
Patrzyłam na niego, jak na przygłupa.
- Zapomniałeś o jednej, ważnej kwestii. Ja nie umiem grać na gitarze.
Splótł ręce na piersiach, przyglądając mi się.
- Kiedyś tam brzdąkałam, ale to było wieki temu.
- Tego się od tak nie zapomina.
Westchnęłam, zrezygnowana.
- Pod warunkiem, że ty będziesz śpiewać, a przypominam ci, że mi to kiedyś obiecałeś.
Pokiwał głową na znak zgody.
Pomyliwszy się siódmy raz, warknęłam na instrument, ściągając go z ramion.
- Chodź tu i graj.
Przekazałam Haroldowi nieposłuszną mi gitarę i w spokoju oczekiwałam tego, aż usłyszę jego głos, zastanawiało mnie bowiem, czy mówił prawdę o swej sławie. Jednak, gdy zaczął śpiewać, nie miałam już żadnych wątpliwości. Przypatrywałam się mu jedynie, rozdziawiając buzię z wrażenia.
- Naucz mnie tak grać - zdołałam wydusić, kiedy skończył.
Zaśmiał się.
- I śpiewać - dodałam po chwili.
- W takim razie musisz mi najpierw pokazać, jaki mam materiał - jego oczy tajemniczo zalśniły.
- Czyli... mam zaśpiewać?
Nie ukrywam, że zrobiło mi się słabo. Mogłam trzymać język za zębami!
- A jak inaczej wyobrażasz sobie naukę? - zachichotał.
- To poczekajmy jeszcze z nią trochę.
Pokręcił głową z politowaniem, wciąż chichocząc.
- To wasze nagrody? - zapytałam, przypatrując się niezidentyfikowanym statuetkom i platynowym płytom, tym samym zmieniając szybko temat.
- Tak - odpowiedział, wzdychając.
- Dlaczego ja was nie znałam?
- Może szczyt naszej kariery był wtedy, gdy trafiłaś... – jęknął, waląc się z otwartej dłoni w czoło - Przepraszam.
Zaśmiałam się sztucznie, ukrywając chwilowy smutek, który był skutkiem przypomnienia nie tak odległych jeszcze czasów.
- Wiesz, nie zachowujesz się jak gwiazda mająca za sobą tyle sukcesów.
- W przeciwieństwie do moich "przyjaciół", prawda?
Kiwnęłam lekko głową.
- Prawda jest taka, że oni się zmieniali cały czas, a ja tego nie zauważałem. Coraz to częstsze i ostrzejsze imprezy, zarywanie kolejnych lasek... Z niewinnego podrywania, do nałogowego zaliczania.
- Dobrze, że ty zostałeś sobą.
Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Gdybyś się zmienił, wciąż byłabym w piekle.
- Chodź - objął mnie ramionami, przytulając mocno.
Oddychał niespokojnie, czułam na swoich plecach jego drżące dłonie. A podobno to ja mam huśtawkę nastrojów.
- Co się stało?
- Jessica... Czy ktoś... Czy ktoś ciebie szuka?
Odsunęłam się od niego, ażeby dokładnie zlustrować jego twarz. Bał się mojej odpowiedzi.
- Nikt, Harry. Nikt mnie nie szuka.
- A gdzie twoi rodzice?
- Pod ziemią kilkaset kilometrów stąd – szepnęłam, przypatrując się drewnianym panelom. Dlaczego on zawsze musi zepsuć atmosferę?
- Tak mi przykro...
Nagle mnie olśniło. To, że nie zauważyłam tego wcześniej, było zapewne skutkiem przyzwyczajenia. Przyzwyczajenia do braku rodziców.
- A gdzie twoi, Harry?
Zamyślił się.
- Pod stertą papierów, kilkaset kilometrów stąd.
Zobaczywszy moje zdziwione spojrzenie, wyjaśnił:
- Pracują ciężko zagranicą.
- Ale to jest Ameryka... Nie trudno chyba tutaj o dostanie dobrze płatnej pracy?
- Tak, ale w Niemczech była wielka okazja, z której skorzystali.
- Harry... to rodzice, a rodzice powinni być przy dzieciach!
- Wiem - westchnął.
Tym razem to ja podarowałam mu pocieszający uścisk.
- Czy tak w ogóle można? Zostawić dzieci bez opieki...?
- Można, przecież jesteśmy już dorośli i mamy fundusze na zapewnienie godnego życia.
- Masz na myśli, że oni ... pracują?
Zaśmiał się gorzko.
- Nie, odbierają jedynie z banku pieniądze przesyłane przez rodziców.
Wypuściłam ze świstem powietrze, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Trudne mamy życie, nieprawdaż? - powiedział, uśmiechając się blado.
Kiwnęłam w potwierdzeniu głową, głośno wzdychając.
Siedziałam na kanapie, bezmyślnie skacząc po kanałach. W końcu, niezainteresowana żadnym z beznadziejnych programów, wyłączyłam elektryczne pudło, a cała moja uwaga skupiła się na fikuśnym wzorku dywanu. Tworzył on ciekawą kombinację, na pewno zaś ciekawszą od teleturniejów i słodkich, brazylijskich tasiemców, które leciały tymczasowo w telewizji.
Znudzona, zaczęłam wodzić wzrokiem po ogromnym pomieszczeniu. Mogłam sobie jedynie wyobrazić, jak dużego formatu gwiazdą był Harry i jego zepsuci koledzy.
Pokonywałam powoli każdy kolejny schodek, kierując się na górę i oglądając po kolei zdjęcia z koncertów wiszące na kremowej ścianie.
Zaprzepaścili coś, co dawało im tyle radości. Stracili fanów, sławę, fortunę. A co najsmutniejsze, stracili również tę jakże ważną więź.
- Okropne miałem wtedy włosy – powiedział Zayn, pojawiwszy się nagle i o mało co nie przyprawiając mnie o zawał.
- Niewiele się zmieniło - rzekłam chłodno.
Warknąwszy, uśmiechnął się cwaniacko.
- Nie udawaj ostrej, kochaniutka.
- A ty nie wmawiaj sobie, że jesteś bogiem, który może mieć wszystko, co chce.
Odwróciłam się na pięcie, lecz mnie zatrzymał.
- Słuchaj, nie zaczęliśmy zbyt dobrze tej znajomości...
- I zbyt dobrze jej nie zakończymy - wcięłam mu się w zdanie.
Nie wyobrażał sobie, ile kosztowało mnie udawanie takiej wrednej suki. Widząc, jak jego policzki przybierają kolor purpury, a z oczu tryskają iskierki złości, postanowiłam dalej takową udawać, a, być może, da mi spokój.
Splotłam ręce na piersiach, oczekując, aż się uspokoi. Jako, że to nie nadchodziło i raczej szybko nie nadejdzie, ulotniłam się do kuchni, gdzie Harry szykował sobie kanapkę z dżemem.
Nagle, kolejny raz dzisiaj, coś mnie olśniło.
- A wy do szkoły nie chodzicie? - zapytałam, wyjadając łyżką resztki dżemu ze słoika.
Na początku zrobił najgłupszą minę, jaką kiedykolwiek widziałam [swoją drogą była równie słodka], po czym zaśmiał się cicho.
- Owszem, chodzimy, ale nie w wakacje...
Brawo, Jessica, powinnaś dostać nagrodę za najskuteczniejsze robienie z siebie idiotki.
- ...które w sumie powoli dobiegają końca - dodał po minucie namysłu: - Trzeba cię będzie zapisać do naszej szkoły.
Byłam stuprocentowo pewna, iż zrobiłam jeszcze głupszą minę, aniżeli on przed chwilą. Mam iść do szkoły? Mam kontynuować naukę po tak długim okresie przerwy, spotykać na korytarzach śliniących się, zboczonych mięśniaków, pokroju Zayn'a i Liam'a?
Nie byłam na takowe przeżycia gotowa, w zupełności wystarczy mi obecność dwóch zboczeńców w domu.
- Ty chyba żartujesz, Harry - jęknęłam rozpaczliwie, dając mu do zrozumienia, że wpadł na bardzo głupi i w ogóle nie podobający mi się pomysł. Nie widziałam w nim bowiem ani jednej, malutkiej zalety.
- A co masz zamiar robić? Jeśli chcesz wyjść na prostą, musisz wrócić do szkoły.
Bardzo mi to nie na rękę, aczkolwiek miał rację. Nie mogę przecież być na jego utrzymaniu, co samo w sobie czyni mnie całkowicie od niego zależną, a ja nie lubię być na czyjejś łasce. Źle mi to wpływa na krążenie.
Świetnie, teraz będziesz jakieś prymitywne żarciki wymyślać? Staczasz się, Jess, i to nie pierwszy raz w życiu.
- Dobrze, Styles - odpowiedziawszy, ze zbolałą miną, włożyłam opróżniony słoik do zlewu.
- Możesz mi opowiedzieć, jak tam trafiłaś? - zapytał po minucie ciszy, całkowicie mnie zaskakując.
Odwróciłam się do niego z błagającym wyrazem twarzy.
- Poproszę jeszcze jednego - powiedział, próbując z całych sił nie spaść z wysokiego, barowego taboretu.
- Wydaje mi się, że panu na dzisiaj wystarczy.
- Czy wyraziłem się jasno?
Barman, kiwając głową z politowaniem, zaczął przygotowywać trunek.
Przeczesał nerwowo włosy, oczekując na drinka. W międzyczasie obserwował ją, jak wyginała się w rytm muzyki i co jakiś czas podbierała kelnerowi alkohol.
W końcu, złapawszy się za głowę, pobiegła do łazienki. Wykorzystał ten moment, powoli kierował się w tamtą stronę. Zlustrowawszy wzrokiem, czy nikt go nie obserwuje, wszedł do pomieszczenia.
Pochylała się nad umywalką, oddychając ciężko. Była pijania, zresztą nie mniej, niż on.
- Witaj.
Odwróciwszy się do niego, zrobiła przerażoną minę, lecz już po chwili prychnęła kpiąco.
- Co tu robisz? To jest damska toaleta.
- Muszę z tobą porozmawiać.
- Ale ja nie chcę z tobą rozmawiać, Liam.
- Zrobiłaś ze mnie niezłe pośmiewisko, z czego nie jestem zadowolony.
- Czyżby? A ja bardzo - Julie wypięła pierś z dumy - Nie chcę z tobą rozmawiać. - powtórzyła.
- Posłuchaj...
- Nie słyszałeś? - Payne poczuł, jak ktoś go unosi i przygniata do ściany - Ona nie chce z tobą gadać - potężnie zbudowany blondyn ciskał w jego stronę piorunami, mówiąc niskim, ostrzegawczym tonem - Nie zbliżaj się do niej.
To powiedziawszy, rozluźnił uścisk, a Liam upadł na podłogę.
- Przy okazji, jestem Dylan - uśmiechnął się poniżająco - Zapamiętaj to imię, bo będzie cię prześladować w najgorszych koszmarach, jak się jeszcze raz znajdziesz w jej pobliżu.
Łkając w białą koszulę, opowiadałam mu swoje dzieje. Otulał mnie silnymi ramionami, cały czas uważnie słuchając. Nie mówiłam całej prawdy, omijałam najbardziej drastyczne sytuacje. Nie dałabym rady mu tego opowiedzieć, a i nie wiadomo, jakby to przyjął.
Poza tym, pragnęłam o tym piekle – o gwałtach, o biciu, o niewyobrażalnym cierpieniu - jak najszybciej zapomnieć.
Kończąc swój niezwykle składny monolog, odsunęłam się od niego. Miał spuszczoną głowę, rozmyślał nad czymś intensywnie.
- Wiesz, myślałem, że to ja mam najtrudniejsze życie na świecie. Jakże byłem głupi!
- Ale ja już nie mam najtrudniejszego życia na świecie. Dzięki tobie - uśmiechnęłam się promiennie. Tak wiele mu zawdzięczałam.
Odpowiedział mi tym samym i, spojrzawszy na swoją koszulę, zaśmiał się cicho. Na jej środku widniała wielka, mokra plama.
Siedzieliśmy w ciszy, rozkoszując się nią. On, obejmujący mnie i ja, wtulająca się w niego. Czy to, co do Stylesa czuję, mogłoby nazywać się miłością? Wprawdzie sprawia, że się uśmiecham, że zapominam o przeszłości, o troskach, lecz czy jest to uczucie tak silne, jak miłość? Kiedy odchodzi, nawiedzają mnie koszmary, mam ochotę schować się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. On pozwala wierzyć, że moja przyszłość nie wygląda tak fatalnie, jak ją sobie maluję.
Ale czy to jest miłość?
W pewnym momencie uniósł mój podbródek, patrząc nieprzerwanie prosto w oczy. Posłał mi uwodzicielski uśmiech i wziął głęboki wdech.
- Jessica, już ci to kiedyś mówiłem, ale... – westchnął - nie byłaś zdolna tego usłyszeć.
Jęknęłam w myślach, a pod moje powieki zwolna napływały łzy.
Ale czy to jest miłość? – dudniło mi w głowie. Musiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie teraz, zanim wyksztusi z siebie to, co ma powiedzieć.
Przy nikim nie czuję się tak swobodnie, jak przy nim. Nikomu nie ufam tak bezgranicznie, jak jemu. Nigdzie indziej nie znajdę kogoś takiego, jak on.
Ale czy to jest miłość? Nie bądź egoistką. Będziesz cały czas brać, niczego nie dając w zamian?
A jeśli Harremu to da szczęście? Czy jesteś gotowa poświęcić siebie, dla niego?
Owszem, jestem.
- Kocham cię. Bezgranicznie, prawdziwie, na zawsze.
Jedna malutka łza spłynęła po moim policzku, ciągnąc za sobą następne. Wpatrywałam się w niego, dokonując w myślach ostatecznej decyzji.
- Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz? Jesteś pewien, że na to zasługuję, że jestem tego warta? - szeptem zadałam decydujące pytania.
Spojrzał na mnie, wciąż uśmiechając się zalotnie.
- Jestem pewien.
Miłość, czy nie miłość, na pewno przeżyję z nim cudowne chwile. Co więcej, nie będę egoistką. Podaruję mu coś, co według niego będzie szczęściem. Postaram się z całych sił.
Zarzuciłam Stylesowi i ręce na szyję, przysuwając się tak, iż stykaliśmy się nosami.
Odwzajemniłam jego uśmiech, całkowicie pewna podjętego przez siebie wyboru. Przyszłość pokaże, może z upływem czasu nauczę się odwzajemniać jego uczucie? Może nauczę się go kochać?
Teraz stykaliśmy się całym ciałem. Obejmując mocno, złożył na moich ustach magiczny, czuły pocałunek. Nie czułam się zaspokojona, wręcz przeciwnie – pragnęłam go bardziej, aniżeli przed chwilą.
Pocałował mnie ponownie, tym razem namiętniej. Przylgnęłam do niego tak, że między nami nie było nawet milimetra przerwy, uprzednio czując jego język na swoim podniebieniu.
- Kocham cię - powtórzył szeptem, zostawiając na mojej szyi mokre ślady pocałunków.
„Ja ciebie też” cisnęło mi się na usta, aczkolwiek nie byłam zdolna tego wypowiedzieć. Wprowadził mnie w całkowity stan nieużytku umysłowego, powracając do warg.
Ale czy to jest miłość?
________________________________________________________
Muszę Wam napisać,że ten blog już powoli się kończy. Nie mam czasu, żeby go dalej pisać. Ale myśle,że jeszcze z 3 rozdziały postaram się dodać. A teraz chętnie poznam Wasze opinię na temat tego rozdziału; )
Pozdrawiam.
Daisy, chyba żartujesz! To jest najwspanielsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek czytałam. o takim Harrym mogłabym czytać godzinami i zawze byłoby mi mało.
OdpowiedzUsuńdobrze, że zdecydowała się z nim być. na pewno nauczy się go kochać, on jest idealny..
pozdrawiam, czekam na więcej.
[whole-heart.blogspot.com]
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
OdpowiedzUsuńtylko nie to! ;(
nie możesz skończyć pisać!
Twoje opowiadanie jest najlepsze na świecie, jedyne w swoim rodzaju; Ty jesteś genialna, potrafiąc pisać w taki sposób. Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale masz wielki talent. Jakbyś wydała książkę, to bym była pierwszą osobą, która by ją kupiła!
Proszę, przemyśl to jeszcze; może znajdziesz trochę czasu? Notek przecież nie musisz dodawać często, osobiście mogę czekać nawet cały miesiąc! :D
Gorąco pozdrawiam i chylę czoła! ♥
pierwsza reakcja po przeczytaniu powiadomienia o rozdziale na gg: skakanie z radości i radosne piski.
OdpowiedzUsuńpierwsza reakcja po przeczytaniu pierwszego zdania: Krzyki podniecenia xd
pierwsza reakcja po przeczytaniu całego rozdziału: zachwyt, podziw, chwilowe zaspokojenie, zachwyt
i ZACHWYT!
pierwsza reakcja po przeczytaniu informacji od ciebie: rozpacz, bezradny płacz, bulwersacja i złamane serduszko.. :c
Daisy, jesteś naprawdę wspaniała, cudowna, utalentowana, przeczytałabym wszystko co byś napisała bo piszesz niesamowicie!♥ Jak już napisano wyżej, na rozdziały opowiadań od ciebie, (choć z wielkim bólem:P) mogłabym czekać nawet miesiąc, bo są tego warte! ♥
Nie rób nam tego, niedługo wakacje! ;)
Ps. Czy ktoś jeszcze puścił piosenkę 'Take on me', kiedy była o niej mowa, żeby lepiej wczuć się w sytuację? :D
KOCHAM I UWIELBIAM! czekam i mam nadzieję, że jednak tak szybko się to nie skończy :* ♥
Zgadzam się w 100% z poprzednimi komentatorkami :)
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna, wspaniała i masz ogromny dar. Opisujesz emocje w tym blogu na miliony sposobów. Twój blog jest taki inny niż wszystkie, udaje ci się przełamać tą rutynę o blogach typu;
wyjechałam na wakacje i poznałam 1D, zakochaliśmy się w Harrym i koniec.
Tym komentarzem nie mam zamiaru nikogo wyśmiewać, ale po prostu zakochałam się w twoim blogu i cholernie nie chcę żebyś go kończyła.
Mam nadzieję, że przemyślisz swój wybór i napiszesz więcej niż 3 nie raniąc twoich czytelniczek!
xoxo ;*
COOO.?!?!?!?!?! no nie żartuj! co ja będę czytać..? ;< kurdeee, to jest tak niesamowicie wciągające opowiadanie. Daisy, NIE możesz z niego zrezygnować, no weeeź. Zgadzam się w 100% z powyższymi komentarzami, ono jest takie inne od tych wszystkich, absolutnie wyjątkowe. No i przynajmniej raz miłość ktoś komuś wyznał nie po dwóch dniach czy tygodniu. ta prawdziwość jest kolejnym olbrzymim plusem. i kurde no, jakby tak wszystko wymieniać po kolei dlaczego NIE powinnaś kończyć tego opowiadania... ani miejsca, ani czasu by nie starczyło. mam nadzieję, że przemyślisz to jeszcze niejednokrotnie. ;3
OdpowiedzUsuńbtw założyłam to konto tylko i wyłącznie po to, żeby Ci napisać ten komentarz ;)
OdpowiedzUsuńNie !! To najlepszy blog jakiego czytam <3 taki życiowy inny ! Taki...? aż słów brakuje . Kocham cb za to ,że go pijesz, wiem dobrze jak to jest cierpieć jak oni !Piszesz coś czego inni by nie umieli ;p
OdpowiedzUsuń