piątek, 4 maja 2012

|10| " Chcesz trzymać pod naszym dachem dziwkę?! "

Usłyszawszy ciche chrapnięcie, uśmiechnęłam się blado. 
Oddychałam ciężko, przyglądając się mu. Może mogłabym go pokochać? Tak prawdziwie, bezinteresownie. Może byłabym z nim szczęśliwa?
W progu pojawił się lekarz gestem ręki pokazał mi, że powinnam już iść. Kolejny raz dzisiaj sprzeciwiłam się doktorowi, lecz ujrzawszy rozgniewane oczy, uległam.
Był środek nocy, a korytarze oświetlały jedynie rażące lampy. Drepcząc powoli, zaglądałam przez okna pomieszczeń szpitalnych. Sale były pozajmowane, brakowało miejsca. Większość pacjentów stanowiły osoby stare, schorowane, aczkolwiek dzieci również spotkałam dużo. Zrozpaczone, leżały na niewygodnych łożach, a w ich oczach świecił smutek. Patrzyły z żalem na rodziców, pociągając nosem. Niekiedy zdarzyło się, iż nie siedział przy nich nikt. Osamotnione, przestraszone, rozglądające się z przerażeniem po otoczeniu.
Z zaszklonymi oczami dotarłam do swej sali, lecz nie mogłam usnąć. Przekręcając się setny raz na drugi bok, nie wytrzymałam. Ponownie wyruszyłam na obchód, uprzednio zakładając zgniłozielony szlafrok.
W jednym ze szpitalnych sal zobaczyłam dziewczynę w swoim wieku. Leżała skulona w kłębek, a w jej oczach ujrzałam zupełną, przerażającą pustkę. Nie było w nich nic.
Drżącą dłonią nacisnęłam klamkę. Drzwi, zaskrzypiawszy głośno, odchyliły się tak, iż mogłam wejść. Stawiając cicho kroki, przybliżałam się do niej, ale ani drgnęła. Wciąż wpatrywała się pustym wzrokiem w jeden, martwy punkt. Przerażało mnie to.
- Cześć - rzekłam, trzęsąc się.
Spojrzała na mnie. Zakryłam usta dłonią, żeby nie krzyknąć.
- Czego chcesz? - zapytała oschłym tonem.
- Jak... Jak się czujesz? - nie panowałam nad sobą. Jej wzrok sprawiał, że miałam ochotę stamtąd jak najszybciej uciec.
Zaśmiała się gorzko. Na swoich plecach odczułam nieprzyjemny dreszcz.
Zauważywszy i przyjrzawszy się jej rękom, zaczęłam płakać.
- Bierzesz?
- Czy biorę? - znowu zaśmiała się rozpaczliwie - Więcej się już chyba nie da.
- Dlaczego? - jęknęłam, łkając.
- Zabiłam swoje dziecko. Zabiłam, bo on tak chciał.
- Jak to on?
- Bił mnie. Zawsze. Codziennie - mówiła to z tak kamienną twarzą, iż znowu chciałam krzyknąć i zwiewać - Rodzice mnie zostawili. Powiedzieli, że jestem dziwką, że się puszczam i przynoszę im tylko ogromny wstyd. A on... On nadal bił. I uznał, że zabije, jeśli nie pozbędę się tego dziecka... Więc to zrobiłam. Ale on nie przestał bić. Bił mocniej, częściej. A teraz gnije w piekle. Kilka ran zadanych nożem... I zabiłam ojca swojego dziecka, tego, które też zabiłam. Zostało mi tylko zabić siebie.
Wpatrywałam się w nią, nieruchomiejąc.
- Wzięłam największą dawkę, jaką się da. Nie pamiętam... Nie rozumiem, dlaczego nie zadziałało! Złapali mnie. Ci, spod sklepu. Nie czułam ciała, nie miałam jak się bronić. Wykorzystali mnie. A potem... Potem, śmiejąc się, położyli na torach. Widziałam nadjeżdżający pociąg. I swoje nogi na drewnianych deskach.
Czułam, że krew odpływa mi z twarzy. Spokojnie, krztusząc się z przerażenia, spojrzałam na prześcieradło przykrywające dolne części jej ciała. Nie było żadnych wyżyn, które oznaczałyby, iż posiada nogi. Nie miała ich.
Tym razem nie zdołałam zdusić krzyku.
- Przez chwilę myślałam, że ktoś mnie wyręczy, że nie będę musiała sama podnosić na siebie ręki, a co ze sobą idzie-potraktowaliby mnie może trochę łagodniej, tam, w górze. Ale w momencie, kiedy uświadomiłam sobie, iż na torach są tylko moje nogi... Teraz muszę tu gnić. Bez nikogo, z poczuciem winy, niezdolna do wykonania jakiejkolwiek czynności. Odpowiedz sobie sama, jak się czuję. Ale już niedługo - dodała ciszej.
Pragnęłam ją pocieszyć, przytulić, aczkolwiek nie potrafiłam. Była podobna do mnie, jak ja, kilka tygodni temu, marzyła o samobójstwie. Z tą różnicą, iż ona nie spotkała kogoś takiego, jak Harry.
Lekarz siłą wyprowadził mnie z sali, grożąc coś pod nosem. 
Jak w amoku znalazłam się w swoim łożu. Popłakując cicho i klnąc na Boga, w końcu usnęłam.

Obudziły mnie poranne hałasy na korytarzu. Ziewając, prawie sturlałam się z łóżka. Ubrawszy szpitalny strój, wyruszyłam powolnym, ślamazarnym krokiem w stronę sali Harolda .
Uśmiechnęłam się leciutko, gdy uświadomiłam sobie, że w ciągu kilku godzin zamieniliśmy się rolami. Teraz ja, w każdej wolnej chwili, pędziłam do niego, oczekując jedynie, kiedy zdenerwowany doktor siłą wyprowadzi mnie z pomieszczenia.
Wzdrygnęłam się, przechodząc obok sali wczoraj poznanej dziewczyny. Nie oparłam się jednak pokusie, ażeby zajrzeć przez okno. Z trwogą stwierdziłam, iż łóżko jest puste.
Oddychając szybko, zaczepiłam młodego lekarza kroczącego w moją stronę.
- Przepraszam...
- Tak? Czy coś się stało?
- Proszę mi powiedzieć, co stało się z pacjentką zajmującą tę salę? Jeszcze wczoraj...
- Czy jest pani z rodziny?
- Nie... Ja... Ja poznałam ją wczoraj i chciałam... po prostu chciałam się dowiedzieć.
- Nie ma jej już.
Znieruchomiałam.
- Jak... jak mam to rozumieć?
- Zabiła się. Wyskoczyła oknem - zachichotał, jakby było to czymś śmiesznym.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Jak to... wyskoczyła?
- A skąd mam wiedzieć? - zaistniała sytuacja wyraźnie go bawiła, śmiał się - Przyturlała się no i... nie wiem! Wspięła na barierkę i skoczyła. Upadła na głowę, zgon na miejscu. Osobiście to sprawdziłem.
Nie podobał mi się sposób w jaki traktował to wydarzenie. Ona przecież nie miała nóg! Jak mogła... To niemożliwe.
Uświadomiwszy sobie w końcu, co się stało, zaczęłam cicho łkać.
- Ale... Nie było nikogo przy niej? Jak mogliście na to pozwolić?!
- Nie rozumiem pani. Nawet jej pani dobrze nie znała. Ona nie miała nikogo. Jednej kaleki mniej-korzyść dla społeczeństwa.
Osłupiałam.
- Co... Co z pana za lekarz? - zdołałam wydukać, powstrzymując płacz.
- Niezwykle ceniony.
Prychnąwszy, odszedł.

Kroczyłam powoli po korytarzu, opłakując przedwcześnie zmarłą dziewczynę. Kolejny raz w swoim marnym życiu wyzywałam w myślach Boga. Dlaczego nie wysłał do niej z misją drugiego takiego Harrego? Dlaczego ratuje właśnie mnie? Czy byłam mu do czegoś potrzebna?
Oparłam się o framugę drzwi, obserwując jak Styles czyta jakieś czasopismo o modzie. Wydawał się być maksymalnie skupiony i zainteresowany. Przekręciwszy pisemko o dziewięćdziesiąt stopni, podrapał się po brodzie. Zachichotałam głośno.
- Witaj - rzekłam, zajmując miejsce obok niego.
Wyszczerzył się.
- Witaj.
- Nie wiedziałam, że... interesuje cię moda.
- Bo nie interesuje. Jak w końcu stąd wyjdziemy, mam zamiar iść z tobą na zakupy. No i tak oglądam, myśląc w czym ci byłoby ładnie. Zobacz, to by do ciebie pasowało - wręczył mi gazetę, pokazując palcem jakiś czerwono-czarny strój składający się z bluzki, spodni i butów na obcasie.
Całkowicie zbił mnie z tropu. Patrzyłam na niego, zaskoczona.
- No przecież musisz w czymś chodzić, prawda? - spojrzał znów na wybrany przez siebie ubiór, uśmiechając się - Tak, to będzie dobre.
- Skąd weźmiesz na to pieniądze? - niemalże jęknęłam.
- Daj spokój, mam ich pod dostatkiem.
- Ale ja nie chcę nic od ciebie wyciągać...
- I nie będziesz. To taka... pożyczka. Zapłacisz... - zamyślił się - pracując jako sprzątaczka w naszym domu. Co ty na to?
Na lepszą pracę liczyć nie mogłam. Przerwałam naukę, nie miałam jakichkolwiek umiejętności, a chodzić w czymś i jeść musiałam. Musiałam również przystać na jego propozycję.
- Posłuchaj, swego czasu robiłem coś, co przynosiło mi bardzo dużo pieniędzy – westchnął - i z tamtych czasów zostało mi jeszcze wiele oszczędności.
- Co takiego robiłeś?
- Śpiewałem.
- Śpiewałeś? - zapytałam, zdziwiona.
- Ba, wielką gwiazdą byłem! - zaśmiał się.
- Skoro byłeś taką wielką gwiazdą, to dlaczego cię nie znałam?
- A może nie pamiętasz?
- Wątpię.
Wzruszył ramionami.
A więc był upadłą gwiazdą show-biznesu. Śpiewał, zarabiając w ten sposób na życie. Zakończył to, co niegdyś było moim dziecięcym marzeniem.
- W takim razie, zaśpiewaj mi coś, wielka gwiazdo.
- Bez mojej gitary nie dam rady - rzekł szybko.
Posiadał i gitarę - drugi z moich małych marzeń.
- Czyżby? Harry, proszę!
- Nie robiłem tego od dawna...
Zmroziłam go spojrzeniem.
- Nie teraz, Jess, nie teraz.
Westchnęłam, zrezygnowana i opuściłam głowę. Przypomniało mi się to jedno, wielkie marzenie – stać się piosenkarką. Przypomniało mi się, jak śpiewałam przed lustrem z dezodorantem w ręku, jak namawiałam rodziców na każde nowe karaoke, które pojawiło się na rynku. Rodzice... Mama nigdy we mnie nie wierzyła. Powtarzała, że ludzie w show-biznesie się zmieniają i to wcale nie na dobre. Tata zaś stał murem po mojej stronie, bowiem wierzył we spełnienie dziecięcych marzeń, w ich wielką moc. To on słuchał cierpliwie wszystkich moich występów i kupywał nowe, muzyczne gadżety. Potem, gdy mnie zostawili, marzenia legły w gruzach, jak i całe moje życie. Wtedy zaczęło się piekło, które przerwał ten tu, siedzący obok.
Podniósł lekko mój podbródek do góry, przyglądając się dokładnie. Wiedziałam, co chciał zrobić i bardzo mnie to niepokoiło. Obawiałam się bowiem, iż w momencie, gdy dotknie moich warg, mógłby się odezwać we mnie ten cholerny egoizm i nie potrafiłabym przerwać pocałunku.
On jednak uśmiechnął się jedynie łobuzersko i powrócił do swej poprzedniej pozycji. Nie wiem dlaczego spojrzałam na niego z żalem.
- Puk, puk, można, gołąbeczki?
Usłyszałam TEN głos. Ten męski, niski, seksowny baryton, należący do osoby śniącej mi się po nocach.
Zdezorientowany i ogromnie zdziwiony wzrok Harrego utwierdził mnie w przekonaniu, iż się nie przesłyszałam. Oddychając szybko, spojrzałam na drzwi.
Opierał się o framugę, szczerząc chytrze, a moje serce odpowiedziało na ten widok dość gwałtownie przyspieszając rytm.
Jednakowoż nie pozwoliłam tego po sobie poznać. Nie mogę pozwolić. On nie jest dla ciebie, Jessica, pamiętaj. To dupek pieprzący wszystko, co się rusza.
- Czego chcesz? - zapytał spokojnie Harry.
- Lekarz wypisał was ze szpitala. Pozwoliłem sobie przyjechać i zawieść was do domu. To jak, idziemy?
- Odbiło ci?
- Jeśli nie masz ochoty, możesz wracać taksówką.
Lokowany prychnął, lecz w jego oczach wciąż widziałam zdezorientowanie i zdziwienie.
- A panienka zabiera się z nami?
- Tak, zabiera się - nim zdołałam coś wydukać, Harry zdążył odpowiedzieć za mnie.
- To jedziemy.

„Słuchaj, Emma... Spróbujmy jeszcze raz, dobrze? Przepraszam cię za to, co powiedziałem. Nie chciałem. To jak, wrócisz do mnie?”
Przytrzymując jeden z przycisków na klawiaturze swego nowego telefonu, ostatecznie skasował napisaną wiadomość.
Co ja robię? - klął na siebie w myślach - Co ja najlepszego wyprawiam? Może Zayn ma rację? Może sprawy z Julie zaszły za daleko? - patrzył chwilę w ścianę - Nie, to niedorzeczne. Jestem Liam Payne, bezduszny i mega seksowny zdobywca kobiecych serc. Najlepszy na świecie kochanek, nie znający uczucia takiego, jak miłość.
Obserwując tępym wzrokiem wyświetlacz komórki, na którym widniało jej zdjęcie, szepnął do siebie:
- Zauroczony kochanek, nienawidzący uczucia takiego, jak miłość.


Siedziałam na tylnym fotelu JEGO sportowego, czarnego BMW, wlepiając wzrok w szybę. Na zewnątrz lał deszcz, a ja z zaciekawieniem oglądałam goniące się na oknie samochodu malutkie kropelki.
Dojechawszy na miejsce, zgasił silnik i odwrócił się w moją stronę.
- A ciebie gdzie zawieść?
- Nigdzie, zostaje na razie z nami.
Styles ponownie wciął mi się w zdanie. Posiadam przecież własny język!
- Dziękuję Harry, ale umiem mówić - zwróciłam się do Zayna - Zostaję na razie z wami.
Nie odpowiedział, uśmiechnął się jedynie szyderczo, a uśmiech ten zapowiadał jakąś katastrofę.
Lokowany otworzył mi drzwi, pomagając wysiąść z auta. Zadrżałam z zimna; przez tę krótką drogę do ich domu zdążyłam całkowicie zmoknąć.

Siedząc przy ogromnym, metalowym stole i mając na sobie tylko bieliznę oraz ślicznie pachnącą koszulę Harrego, jadłam kolację. Starałam się ignorować natarczywy wzrok mulata, który zajmował miejsce naprzeciwko mnie.
Nie miałam już ochoty uchodzić za biedną, niewinną i niezdolną do obrony dziwkę. Chciałam mieć wpływ na swoje życie i walczyć o bezpieczeństwo.
- Czego chcesz? - warknęłam, kiedy pożądliwy wzrok Zayna nie ustał.
Oczekiwałam tego, że się speszy. Jakże ogromnie się myliłam.
- Mam ci przeliterować? - uśmiechnął się z pogardą.
- Przykro mi, nie jestem w stanie ofiarować ci tego, czego oczekujesz.
- Jeszcze nie - stwierdził niskim tonem - Jeszcze nie – powtórzył szeptem, wychodząc.
Jęknęłam. Jego pewność osiągnięcia celu dołowała mnie. Dołowała, bo czułam, iż w końcu się poddam, a on dostanie to, co chce. Nie możesz, Jess! Nie możesz mu się oddać!
- Nie przejmuj się nim - rzekł Harry z dziwnym wyrazem twarzy - W końcu znudzi mu się uganianie za kimś, kto się nim nie interesuje.
Miejmy nadzieję. Bo jeśli nie, marny mój los.


- Dobranoc - rzekł, gasząc światło w pokoju, niczym ojciec żegnający na noc swą córkę.
Zdążył zamknąć pomieszczenie, a drzwi wejściowe trzasnęły z hukiem. Ktoś, tupiąc głośno, przeszedł cały korytarz. Popchnąwszy po drodze Harrego, trzasnął ponownie drzwiami, tym razem, jak mniemam, od swego pokoju.
Postanowiłam ten incydent zignorować, ponieważ, mając za sobą ciężką noc, a i dzień równie szalony, prawie natychmiast zasnęłam.

- Dziwkę?! Chcesz trzymać pod naszym dachem dziwkę?!
- Nie mów tak o niej!
- Powiedziałeś, że masz ją z burdelu. A czy w burdelu nie pracują dziwki?!
Styles niemalże zabijał go wzrokiem.
- A czy ty nie czujesz się przypadkiem urażony, co, Zayn?
- Niby czym? - prychnął.
- Bo ona cię nie chce - rzekł Harry, dumnie wypierając pierś.
Nareszcie miał nad nim przewagę. Nareszcie, choć raz w życiu czuł się lepszy.
- Nie mam czego się obawiać. Nie zauważyłeś, że prędzej, czy później, zdobywam każdą, którą chcę? - zaśmiał się z wyższością - Ona też będzie moja. Zobaczysz, przelecę ją nim zdążysz się zorientować.
Cała chwilowa duma Harolda gdzieś wyparowała. Doskonale wiedział, że żadna dziewczyna się jemu nie oparła.
Ostatecznie podjął decyzję, iż tym razem będzie inaczej. Nie pozwoli, by Malik skrzywdził Jess. Nie pozwoli, by skrzywdził dziewczynę, którą kocha nad życie.
________________________________________________________
I jest, trochę długi ale jest . Przepraszam za długą nieobecność, ale musiałam wykorzystać pogodę :) . Następny rozdział, nie wiem kiedy się pojawi, mam nadzieje,że szybko : P. 
Liczę na wasze szczere opinie. Pozdrawiam.

9 komentarzy:

  1. Ten rozdział był FANTASTYCZNY! ♥
    Harry jest jak taki anioł stróż Jess.. :)
    Ja również mam nadzieję, że rozdział pojawi się szybko! ;D Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. cuudowny *.*
    kocham tego bloga i odwiedzam go codziennie sprawdzając czy czasem nie dodałaś nowego rozdziału ;D
    z niecierpliwością czekam na kolejny :)
    SORY ZA REKLAMĘ ALE NAPISAŁAM NOWY BLOG O ZIALLU :3
    http://ziallforever.blogspot.com/ to mój blog o Ziallu jak chcesz to czytaj :)

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny ! jak wszystkie zresztą. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział . ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny. Szybko dodaj następny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam tego bloga ! piszesz tak prawdziwie, że aż czasami nie mogę już patrzeć na to, czekam na kolejny ;)
    a zapraszam do siebie jakbyś miała chwilkę
    www.another-world-with-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg, omg omg .!! Świetny jest .!! Czekam na nn :) Też mam nadzieję że pojawi się szybko .:****

    OdpowiedzUsuń
  7. przepraszam za spam.
    Zapraszam do mojego bloga :
    http://what-makes-you-beautiful5.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej jaki Harry jest słodki w stosunku do niej, taki kochaaany <3 rozdział jak zawsze świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. hej, jej. Jak ona może wgl myśleć o Maliku? W tym opowiadaniu go nienawidzę. A Harry... Gdyby ktoś z taką osobowością był blisko mnie byłabym najszczęśliwszą osobą na ziemi. A póki co, Harry i Jess mają się zejść. i koniec! :D [mykryptonite.blog.onet.pl] Polly

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy