Gdy na niebie pojawiają się ciemne chmury, ludzie chowają się w schronieniach. Wraz z uderzeniem pierwszych kropli o ziemię, rozpętuje się piękne, acz często straszne zjawisko – burza. Co chwil kilka niebo przedziela pędzący na oślep piorun, a towarzyszy mu charakterystyczny grzmot. Zatrwożeni ludzie biegają po ulicach, chcąc zdążyć do domu; składają stragany, zamykają sklepy, uciekają przed niebezpiecznym kaprysem pogody.
Śledziłam ich poczynania, a mój strach rósł w siłę. Odkąd pamiętam, burza była dla mnie czymś przerażającym. Usłyszawszy pierwszy grzmot, zazwyczaj chowałam się w łazience, gdzie, w mym mniemaniu, było bezpiecznie.
Lecz nadszedł czas przezwyciężenia moich lęków, pokonania ich. Jak zwykle los, kpiąc sobie ze mnie, zesłał to okropne zjawisko pogodowe akurat, gdy miałam zostawić dom daleko za sobą.
Lokowany już dawno smacznie chrapał. Ubrawszy swój stary strój, cichutko wymknęłam się z sypialni. Starałam się ignorować niewiarygodnie głośne burczenie mego brzucha.
Stąpając boso po zimnej podłodze, myślałam, co ja biedna pocznę. Niewidzialne siły próbowały odwieść mnie od ucieczki, przeszkodzić w zrealizowaniu planu. Nadaremno.
Chociaż moje dzisiejsze marzenia dotyczyły jedynie tego, abym mogła tu pozostać, wiedziałam, iż spełnić się nie mogą. Ja nie mogę już zawadzać Harremu, on tak, ma jeszcze wiele zagubionych dusz do uratowania.
Dotarłszy jakoś do końcowego korytarza, usłyszałam dźwięk telewizora. Przyzwyczajona już byłam do kaprysowości losu i do mego zaplutego szczęścia, tudzież ta sytuacja w ogóle mnie nie zdziwiła.
Zajrzałam do salonu; Zayn, żrąc popcorn, oglądał telewizję. Poczułam się dziwnie, nagle zachciało mi się stanąć i beznamiętnie w niego wgapiać.
Przełknęłam nerwowo ślinę. Czy ja zawsze muszę mieć tego cholernego pecha?!
Teraz albo nigdy, dobrze o tym wiedziałam.
Poczęłam stawiać cichuteńkie kroki, mając nadzieję, iż brunet mnie nie usłyszy.
- Gdzie się wybierasz?
Wspomniałam już o moim cholernym pechu?
- Gdzieś daleko.
Nie czekałam na jego reakcję, rzuciłam się pędem do drzwi.
Teraz, czy nie teraz? Może później? Tak, później, on ci się może jeszcze przydać – brzmiały myśli, tłukące się w przebiegłej czaszce Julie.
Chociaż Liam zapewnił jej dostateczną i wymarzoną sławę w nowej szkole, utwierdziła się w przekonaniu, iż z tragicznym rozstaniem trochę poczeka. Nie wiadomo co przyniesie los, a mając pod ręką kogoś tak wpływowego, ważnego i pożądanego praktycznie jest niezniszczalna.
Uśmiechnęła się do siebie i pochwaliła za swą chytrość. Z nią nikt nie wygra, ot co.
Liam, sapiąc ciężko, przewrócił się na drugi bok. Spał tak smacznie, nie przypuszczając nawet, iż tym razem role mogą się odwrócić, a on będzie grał tą drugą, ofiarę.
On jako ofiara? Podobało jej się to stwierdzenie.
Uśmiechnęła się ponownie, całując go w nos.
Trafiłeś na złą osobę, kwiatuszku. Ja lubię wyzwania i nowości, a ty jako zimny, acz wykorzystany Liam Payne – to jest niespodzianka! – śmiała się w myślach.
- Będziesz ofiarą skarbie, czy ci się to podoba, czy nie - szepnęła mu na ucho.
Otworzywszy drzwi, drgnęłam z zimna. Powiew chłodnego wiatru okrążył me ciało, trafiając do najstaranniej schowanych miejsc. Dygocząc, rzuciłam się do ucieczki.
Zanim opuściłam dom , usłyszałam rozpaczliwy krzyk Harrego. Chciałam zawrócić, tak bardzo chciałam zawrócić! Tam było ciepło, tam był On. Tam był raj. Ale, Jessica, nie możesz być egoistką. Zburzyłaś harmonię ich życia, która mam nadzieję wróci do normalności. Nie możesz myśleć tylko o sobie, czasem trzeba pomyśleć o innych.
Jess wprawiała swą głowę w ruch, aby odtworzyć w pamięci miłe chwile, aczkolwiek zamiast przypominać sobie bohaterskiego i przewspaniałego Stylesa, jej myśli zaprzątała twarz Zayna. Dlaczego? Pociągał ją.
Bałam się go tak ogromnie, iż strach zamieniał się w zainteresowanie. Jego ruchy, jego zimny wzrok, który z jednej strony był przerażający i odrzucający, z drugiej zaś pociągający i seksowny; jego twarz, jego ciało.
Dziwny dźwięk, który okazał się zgrzytaniem zębów, wyrwał mnie z przemyśleń. Było mi tak cholernie zimno!
Oparłam się o pobliskie drzewo. Byłam wycieńczona, wygłodzona i wyziębiona. Zimny wiatr raz po raz rozwiewał mą cienką sukienkę, a deszcz moczył włosy i twarz. Krzyknęłam, uprzednio słysząc grzmot. Burza, zupełnie o niej zapomniałam.
Wciskałam się w pień drzewa, histerycznie szukając jakiegoś schronienia, jakiejś malutkiej chociażby dziurki, w której mogłabym się schować.
Krzyknęłam ponownie, łkając. Czułam, jakby żołądek zjadał siebie od środka. Nad głową niebo znów przedzielił piorun. Nim usłyszałam głośny grzmot, ujrzałam oślepiające światło. Niedaleko.
Z przerażeniem zauważyłam, iż sosna obok zaczęła się palić, w dodatku przed mymi oczami przemknął jakiś cień.
Biegłam. Nie wiadomo dokąd, nie wiadomo gdzie. Dusiłam się łzami i histerycznie rozpaczałam. Bałam się, niemiłosiernie.
Wpadłam w jakieś błoto. Kolejny błysk zdopingował mnie do szybkiego powstania z kałuży i nie inicjując niczego, nie wiedząc co robię, biegłam dalej, rycząc głośno. Znalazłam jakieś schronienie, daszek.
Schowałam przemoknięte i przemarznięte dłonie do kieszeni sukienki, po czym jęknęłam głośno, a ubranie zaplamiło się moją krwią.
Żyletka. Piękna, połyskująca żyletka w mojej sukience. Szczęście w nieszczęściu, radość w smutku, ratunek w niebezpieczeństwie.
Tajemniczy cień ponownie przemknął przed mymi oczami. Byłam już tak wykończona psychicznie i fizycznie, iż nie zwróciłam na to uwagi.
Nogi, poranione szkłem po ostatniej przygodzie z mulatem, poczęły mnie niemiłosiernie boleć i piec. Żyletka, przypomniałam sobie o niej.
Była moim wybawieniem. Moją ucieczką.
W dalszym ciągu dusząc się łzami, przejechałam nią pod dłoni. Zrobiłam to chyba za mocno, bo aż jęknęłam z bólu. Ta zabawa nie wydawała się tak przyjemna, jak ostatnim razem.
- Em, ja... ja mam coś dla ciebie.
Spojrzała na niego, zaskoczona.
- Cóż to takiego?
- Odwróć się.
Przekręciła się o sto osiemdziesiąt stopni, uśmiechając chytrze do siebie; na jej szyi zawisł cieniutki, srebrny łańcuszek.
- Widzisz... Zobaczyłem go i pomyślałem... Jak ci się podoba? - zapytał ni stąd, ni zowąd.
- Jest śliczny.
Liam – romantyk? Julie, jesteś niezastąpiona! – śmiała się w myślach.
- To teraz mi za niego podziękuj - orzekł chłodno, przerywając jej samolubne pochwały.
Poczerwieniała ze złości.
Świnio! Tak się bawisz?! Świetnie, przygotuj się na kontratak.
- Oczywiście, misiu - zaszczebiotała - Dziękuję.
Przybliżywszy swą twarz do jego ucha, szepnęła słodko:
- Wal się.
Traciłam łączność ze światem. Widziałam jedynie rozmazane kontury, słyszałam stłumione dźwięki, tak, jakbym miała watę w uszach. Czułam bijące serce i pulsującą rękę, którą przed chwilą potraktowałam żyletką.
Jednak teraz, w tej chwili, w której odchodziłam w niepamięć i miałam nigdy nie powrócić, zobaczyłam jego twarz. Taką piękną i idealną. Przybliżała się, przybliżała się do mojej. Patrzył się na mnie. Tak inaczej, z miłością.
Załkałam, gdy zniknął. Z mego gardła wyrwał się krzyk. Wołałam jego imię.
Krzyk zagłuszył grzmot. Moja ręka pulsowała mniej, traciłam krew. Wiedziałam o tym, czułam ciepłą ciecz na ciele i ubraniu.
Ponownie zawołałam jego imię. Takie piękne, takie cudowne.
Zasypiałam. Umierałam.
Ciesz się, wołała moja podświadomość.
- Wcale cię nie potrzebuję! - darł się, podczas gdy ona pakowała swoje rzeczy.
Huknęła walizką, zamykając ją.
- Cieszę się bardzo. Zamknij się i zabierz mnie do domu.
Jechali w ciszy.
Było warto? Może trzeba było z tym jeszcze poczekać? A po cholerę czekać, do czego mi on potrzebny?! – rozważała zaistniałą sytuację, ściskając w dłoni srebrny łańcuszek.
- To nie będzie mi już potrzebne.
- A mi się przyda - rzekł - Wykorzystam jako pic na nową, naiwną dziwkę.
Nie odpowiedziała, mocniej ścisnąwszy opinający ją pas.
Dojechali na miejsce.
- Masz ostatnią szansę, aby do mnie wrócić. Tak, czy siak, znajdę sobie nową dzi...
Trzasnęła samochodowymi drzwiami, uprzednio wysiadłszy z auta.
- Nie, to nie - powiedział do siebie, czując, iż dzieje się z nim coś niedobrego.
Julie, doszedłszy do pustego domu, załkała.
‘On ma rację. Jestem tylko dziwką. Naiwną dziwką.’
Obraz na chwilę się zaostrzył, ujrzałam go w oddali. Biegł w moją stronę, krzyczał moje imię. Biegł przemoknięty, był coraz bliżej.
Czułam, jak ucieka ze mnie życie, wciąż traciłam ważną ciecz.
Ostatni raz ujrzałam cień, potem widziałam już tylko jego.
- Zayn?
- Boże, co ty ze sobą zrobiłaś?! - to nie był jego głos. To nie był jego głos!
Cudowna twarz zmieniła kontury. Pomimo, że wyglądała podobnie, różniła się. Załkałam.
- Harry? - szepnęłam z żalem.
- Jestem tu, Jess
- Ale...
- Jessica, ja... nie rób mi tego!
Chciałam go zapytać, gdzie Zayn. Chciałam, żeby to jego przyjaciel trzymał mnie w ramionach.
- Harry...
- Kocham cię. Jessica, ja ciebie kocham! Nie odchodź!
Nie odejdę Styles. Będę egoistką. Chociaż raz w życiu będę egoistką.
Egoizmem jest sądzić, że zawsze możemy uratować osobę, którą kochamy*.
Zbliżyłam swoje usta do jego ust. Złączyły się w dość nietypowym pocałunku, w pocałunku księcia i chłopki, człowieka i narkomanki, dobrodusznego i egoistki. Harrego i Jessici.
- Zabierz mnie stąd - załkałam.
Wziął mnie na ręce, lecz zanim poczułam się bezpieczna, usłyszałam plugawy krzyk i upadłam z powrotem na ziemię.
Zamknęłam oczy, słysząc:
- Witaj ponownie, cukiereczku.
A potem nie było już nic.
__________________________________________________
I jest kolejny rozdział, z góry przyznaję, iż nie jestem z niego zadowolona.
Wiem,że nie pojawia się reszta chłopaków, ale wkrótce to się zmieni . :)
PS. Przepraszam za nieprofesjonalność tego rozdziału, mam nadzieję, iż chociaż nowy wygląd bloga Wam się podoba.
super rozdział tylko go trochę nie rozumiem a i daj znać kiedy mniej więcej pojawi się kolejny rozdział pozdrawiam Patrycja_ciacho
OdpowiedzUsuńCo ty mówisz? Rozdział jest świetny. Już nie mogę doczekać się następnego. :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny jak zawsze i nie mów głupot że jest beznadziejny! Wygląd blogu też jest cudowny, o wiele lepszy niż tamten. Z niecerpliowoscią czekam na nowy rozdział bo to wciąga !:D
OdpowiedzUsuńCzemu mnie nie poinformowałaś? Wiesz jak wyczekuję kolejnych rozdziałów Twojego opowiadania? Nie rozumiem w tym momencie Jessici. Jak może pociągać ją Zayn? Bezduszny i nieczuły (w tym opowiadaniu) Zayn? Ale na szczęście Harold wziął sprawy w swoje ręce. Oby tylko tak dalej. Pozdrawiam [mykryptonite.blog.onet.pl]
OdpowiedzUsuńTeż nie do końca wszystko rozumiem ale o to chyba chodziło autorce aby nie wszystko było wyjaśnione :D Mam swoje podejrzenia, oby się nie spełniły! :( Swoją drogą też nie rozumiem pociągu Jess do Zayna, który jest w tym opowiadaniu perfidnym kobieciarzem, myślałam, że zależy jej na bezpieczeństwie, opiece.. Nie pojmuję cię Jessica! :D Rozdział jak zwykle świetny, ciekawość mnie wprost pożera! ♥
OdpowiedzUsuńEej.. nie rozumiem!? dlaczego Zaayn?;( Moim zdaniem ona pasuje do Harrego! byli już tak razem od początku... uratował ją i w ogóle...! ale rozdział podobał mi się baardzo, z niecierpliwością czekam na następny!! :D
OdpowiedzUsuńomg przeczytalam wszystkie rozdzialy w godzine :) zalewajac sie przy tym lzami...cudowne opowiadanie,nie cukierkowe jak wiekszosc :) nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu :) jak mozesz to informuj mnie na gg :D 24391162 :) mam nadzieje ze teraz na koncu to Zayn przyszedl a nie Lucas...:)
OdpowiedzUsuń