piątek, 23 marca 2012

|01| "Skąd się tu wziełaś ?"

Siedziałam na balkonie, wypalając kolejnego papierosa. Oglądałam rozciągające się przede mną widoki. Ludzie, tacy naiwni, bezbronni, biegali po ulicach, ślepi na problemy innych, ślepi na to, co ważne. Drzewa powiewały; zadowolone z siebie dumnie rozpościerały zielone korony. Wiatr wprowadzał w ruch opadłe liście, które tańcowały, wirowały, jakby nie widziały świata poza sobą. Ta cała sielanka wzbudzała we mnie odruchy wymiotne. Czy człowiek naprawdę jest taki głupi? Do czego prowadzi nas los?
Z rozmyślań wyrwało mnie drżenie rąk, organizm domagał się kolejnej dawki narkotyku. Przekląwszy w myślach, powędrowałam do łazienki. Spojrzałam w lustro i, nadal klnąc na siebie, rozsypałam biały proszek na umywalkę. Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę.
- Nic więcej już mi nie zostało - stwierdziłam, powstrzymując łzy, i wciągnęłam narkotyk - Mocne to - warknęłam, wycierając krew z nosa.
Przestać ćpać miałam już dawno, podobno dla chcącego nic trudnego. Akurat.
Po upływie kilku minut poczułam błogie uczucie, które ogarnęło każdą komórkę mego ciała. Troski odpłynęły, a ja znalazłam się w swoim, przećpanym świecie.

W tym samym czasie, zaledwie kilka domów dalej, lokaty chłopak grał jakąś melodię na gitarze. Żałował, że wtedy, tamtego dnia, w akcie zemsty, ukradł instrument wujkowi. W przypływie nagłej złości zakradł się na strych i zaczął szarpać poszczególne struny. Nuty zamieniły się w dźwięki, dźwięki w melodię, a melodia w ukojenie, dające upust emocjom. Tak, tamtego popołudnia poczuł, iż gitara to jego przeznaczenie. Pierwsze zarobione pieniądze wydał, by kupić sobie własną. Była jego najlepszą przyjaciółką, której zawsze mógł się wyżalić, ponarzekać na niesprawiedliwy los, a ona otulała go cudownymi melodiami, pocieszała kojącymi dźwiękami.
W ciągu dwóch lat nauczył się wiele chwytów i sztuczek gitarowych. Pracował ciężko, w pocie czoła, pieniądze zaś przeznaczał na szkołę muzyczną. Pierwsza, druga, trzecia nagroda. Z każdym dniem muzyka była dla niego czymś ważniejszym, czymś, bez czego nie będzie mógł żyć.
Zaczął występować, śpiewać dla ludzi. I wtedy nastąpił moment, który nie powinien się był wydarzyć. Otóż, powstał cudowny boysband, One Direction, który rozpoczął swą działalność.
Z początku było wspaniale. Wspólne wyjazdy, koncerty, wywiady, wygłupy. Fani pokochali ich za odmienność. Cóż trwa jednak wiecznie?
Jego przyjacielom uderzyła do głowy woda sodowa. Oglądalność spadała, na koncertach wiało pustką, a oni zachowywali się jak najgorsze divy. Nie mógł na to patrzeć, nie mógł zrozumieć, co zrobili z JEGO marzeniami, z JEGO muzyką. Wspaniały kontakt między nimi rozpadał się, zespół chylił ku upadkowi, który w końcu nastąpił. Gdyby mógł jak dawniej grać i śpiewać dla siebie, gdyby mógł jak dawniej słuchać krzyku mamy, by przestał, bo ma migrenę, gdyby mógł... Lecz nie, życie zmieniło się nie do poznania.
Zayn stał się kobieciarzem, zimnym mężczyzną, przez którego łóżko co tydzień przewijało się kilkanaście naiwnych dziewcząt. Jeśli jakaś była dobra, stawał się łaskawy i chodził z nią więcej niż miesiąc. Płeć przeciwna szybko mu się jednak nudziła, dlatego szukał co raz to nowych wrażeń. Przed powrotem na stare śmieci, do Anglii, przeleciał trzy czwarte szkoły ‘na pożegnanie’, jak to wytłumaczył.
Liam był bardzo podobny do środkowego brata, lecz odznaczał się większą łaskawością. Miesiąc i pół to szczyt.
Niall i Louis ? Przez większość czasu nie było ich w domu, co chwilę gdzieś wyjeżdzali, nie dziwie się, trudno wytrzymać w tym domu.
A co z Harrym? Tym lokowanym chłopaczyną, który pozostał taki, jak dawniej? Każdy wybryk przyjaciół ranił go bardziej. Traktowali go jak ofiarę, ciamajdę, która nic nie bierze z życia, on zaś brzydził się nimi.
Często zostawał sam w domu. Wtedy zazwyczaj chwytał za gitarę, jego najlepszą przyjaciółkę. Tylko ona, oprócz niego, nie zmieniła się. Nie licząc wielu ran i rys na powierzchni; takie same widniały na zbolałym sercu Harrego. Sercu, które już dawno spowolniło dawny rytm i bije tylko dla muzyki. Jak jej zabraknie, zabraknie również lokowanego chłopaczyny.


Teraz. Ostatni moment, by to wykonać. Wiem, że będę żałować, wiem, że gdy wrócę, mogę się już nie obudzić, ale co ja właściwie ryzykuję? Zostanę, czy nie, Lucas i tak wiele razy mnie zgwałci, ludzie pobiją i poniżą. Ciekawe mam życie, prawda?
Ostatecznie postanowiłam wypełnić mój plan. Uciec do sklepu po jedną, ważną rzecz, która pomoże mi przetrwać. Staram się nie myśleć o tym, co może mi zrobić Lucas, gdy dowie się, że chowałam przed nim pieniądze, gdy zobaczy, że mnie nie ma...
Spokojnie, wdech i wydech. Teraz już nic nie poradzisz. Za późno.
Wędrowałam parkiem, szukając wzrokiem tego jednego, kolorowego neonu. Ktoś by zapytał, dlaczego nie ucieknę gdzieś daleko, dlaczego mam zamiar wrócić, co mnie tam trzyma. Otóż, pomimo wszystkich nieprzyjemności, mam swój kąt. Swoje łóżko, ciepłe posiłki. Co by się stało, gdybym uciekła? Skąd wezmę pieniądze na jedzenie, ubrania? Gdzie będę spać? Żule będą się mną zabawiać, oddawać z rąk do rąk? O nie, nie o takim żywocie marzyłam.
Zimny wiatr buchał mi w twarz, powodując nieprzyjemne dreszcze, a w brzuchu burczało. Stwierdzając, iż tracę siły, usiadłam na pierwszej lepszej ławce i zatopiłam się w swym własnym cierpieniu.

Melodia ucichła, gdy po domu rozniósł się dźwięk trzaśnięcia drzwi. Harry zerwał się z łóżka i zbiegł na dół. Jego oczom ukazał się upity Zayn z jakąś panną.
- Gdzieś ty był?! - wybuchł lokowany.
- Kochanie, idź na górę, pierwsze drzwi na lewo. Przygotuj się, zaraz do ciebie przyjdę.
Dziewczyna cmoknęła bruneta w usta i ruszyła kokieteryjnym krokiem ku schodom, po drodze ocierając się o zdenerwowanego Harrego.
- Zayn, powiedz mi, kiedy to się skończy?
- Pomyślmy... nigdy?! Pasuje ci?! Co ty w ogóle ode mnie chcesz?! Odwal się!
Odepchnął go tak, że ten wylądował na ścianie, po czym poszedł w ślady różowej Barbie.
Styles, rozmasowując zbolałą głowę, marzył, by było jak dawniej. Zrobiłby wszystko, by jego marzenie się spełniło.
Co takiego złego zrobił? Czemu los zabrał mu przyjaciół? Dlaczego obarcza go takim cierpieniem?
Siedział w swym pokoju, próbując odnieść myśli od rzeczy, które dzieją się w sypialni jego brata. Ledwo powstrzymywał wymioty, krzyki podniecenia za ścianą stawały się coraz głośniejsze. Opadł na poduszki, przykrywając się szczelnie jedną z nich, niestety, niewiele mu pomogła. W końcu, nie wytrzymując, wybiegł z domu. Chłodne powietrze od razu go orzeźwiło. Ruszył w stronę parku.
Mijał drzewa, piaskownice, zjeżdżalnie.
Nagle na jednej z ławek dostrzegł jakąś postać. Siedziała, trzymając twarz w dłoniach. Co mi szkodzi, pomyślał, po czym począł się zbliżać. Dziewczyna, zobaczywszy go, skuliła się w kłębek. Płakała.
Była strasznie blada i chuda, oczy miała bardzo zaczerwienione. Usiadł koło niej, ignorując to, że nieznacznie się odsunęła. Rozmyślali tak dłuższą chwilę, dopóki cisza nie została przerwana burczeniem brzucha.
- Jesteś głodna? - zapytał.
- Troszkę - powiedziawszy, spuściła smutny wzrok.
- Trzymaj - podał jej kanapkę, którą trzymał w plecaku. Dziękował w tej chwili Bogu, że go zabrał ze sobą.
Nieznajoma długo patrzyła na jego dłoń trzymającą kanapkę. W końcu wzięła chleb i zaczęła ze smakiem pałaszować. Przypatrywał się jej, myśląc, skąd się wzięła i co robi o tej porze w niebezpiecznym parku.
- Jak masz na imię?
- Jessica.
- Harry Styles. Miło mi.
W odpowiedzi kąciki jej ust leciuchno uniosły się ku górze, po czym znów spuściła wzrok. Jest taka bezbronna, pomyślał.
- Skąd się tu wzięłaś?
Podniosła głowę, intensywnie nad czymś rozmyślając. Odgadł, że nie powinien o to pytać. Na migi pokazała mu, iż dziękuje za kanapkę, ale musi już iść. Chciał ją zatrzymać, lecz zniknęła.

Biegłam drogą, bojąc się, że zaraz jakiś niewyżyty mężczyzna rzuci się na mnie. Wydarzenie, które miało miejsce przed chwilą, wprawiło mnie w dziwny stan. Pierwszy raz od bardzo dawna jakiś samiec był dla mnie miły i nie zgwałcił. Co ja gadam? A może to była tylko podpucha?
Przyspieszyłam biegu, usłyszawszy jakieś głosy upitych chłopaków. W oddali zobaczyłam upragniony neon, wielka gitara rozświetlała mrok panujący dookoła. Wpadłam do środka. Brawo, gratulacje Jess, przećpana dziwko, która próbuje umilić sobie ostatnie chwile życia. Dumnie brzmi.
Zapłaciwszy, ściskając w ręku wymarzony instrument, zaczęłam biec do domu. Czułam jednak, że coś złego zaraz się wydarzy.





______________________________________________________________________


Jeżeli chcesz być informowana o nowym rozdziale, proszę napisz na moje gg 28613222 !! 

4 komentarze:

  1. mi się tam podoba inny blog niż wszystkie inne, nie jest o słodziutkich dziewczynkach które opowiadają denne historyjki :)
    zajebiste, chcę więcej :)))))

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie piszesz, rozdział jest naprawdę dobry. każde zdanie przyjemnie się czyta, bo są bardzo dobrze zbudowane ; )

    historia zapowiada sie ciekawie, i postaram się zaglądać częściej.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawe. czekkam na następny

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy