środa, 4 kwietnia 2012

|06| "Jeszcze mnie zapragniesz"

Obudziwszy się, odruchowo załkałam, lecz już po chwili przypomniałam sobie wczorajsze wydarzenia i to, że jestem w innym miejscu.
Z ulgą przyznałam, iż w nocy nic się nie działo. Być może powinnam zaufać Harremu? Nie czas na takie wywody, mój żołądek pilnie potrzebuje pożywienia.
- Harry, czyżbyś w końcu brał z nas przykład? - zapytał Zayn, szczeniacko się uśmiechając.
- Kto, ja? Przykład? Z was?! - zaśmiał się teatralnie.
- Więc cóż to za dziewczę śpi w twoim pokoju?
Spochmurniał, zaciskając wargi.
- Nie waż się nawet jej tknąć - wysyczał.
- Jasne, jasne - podniósł dłonie ku górze w geście niewinności - Zdobycz, to zdobycz.
- Ona nie jest żadną zdobyczą! - krzyknął, ale mulat zniknął w korytarzu.
Oddychając szybko, dotarłam do kuchni. Wciąż czułam się w tym domu nieswojo, niespokojnie. Wszystko było nowe, a ja nie miałam siły, by zgadywać komu zaufać, czym się zająć. Czułam się jak zagubiona dusza w jakimś wielkim domu strachów. Dziwne porównanie? Cóż, przecież jestem w stanie odrętwienia umysłowego lub czegoś jeszcze gorszego.
Nie za bardzo wiedząc, za co się wziąć, poczęłam lustrować produkty znajdujące się w lodówce. Nachylając się, by zobaczyć, co zawiera chłodzące urządzenie, próbowałam przypomnieć sobie jakiś najprostszy przepis.
Mnie wystarczyłaby kromka chleba, przyzwyczajona jestem do skromnych posiłków, lecz trudziłam się dla Harrego. Chciałam zrobić coś, ażeby choć w malutkim stopniu mu się odwdzięczyć. Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego mnie uratował i trzyma w domu taką osobę, jak ja.
Nachylając się nadal, wyczułam, że ktoś jest w pomieszczeniu. Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Witaj, cukiereczku.
Oczy zaszły mi mgłą.
Musi być wyjątkowa, skoro nawet Harry  się z nią zabawia. Sprawdźmy, co potrafi, myślał zaciekle Zayn, wchodząc do kuchni i uśmiechając się chytrze.
Zobaczył drobną brunetkę nachylającą się do lodówki. Miała na sobie jedynie bieliznę i koszulę Harrego, która ledwie dosięgała jej do pośladków.
Niezła jest, pomyślał , zacznijmy nasz podryw.
Przejechał dłonią po czuprynie i, wziąwszy głęboki wdech, powiedział:
- Witaj, cukiereczku.
Przez sekundę w ogóle się nie ruszała. Po chwili krzyknęła, upuszczając kilka talerzy. Nie zważywszy na rany powstałe na jej nogach, skuliła się w rogu pokoju.
Ręce bruneta beznamiętnie opadły wzdłuż tułowia, a buzia nieumyślnie rozdziawiła się. Zatkało go. Patrzył jak kuli się, łka.
Po chwili poczuł siłę, która zaciągnęła go do tyłu; ktoś złapał kołnierz jego koszuli, sprawiając, że przez sekundę nie mógł oddychać.
- Ty debilu! - krzyknął Harry.
Osunął się na podłogę, dysząc. ‘Co to miało znaczyć?! Kim ona, do cholery, jest?!’
Tymczasem doszedł do niego kolejny krzyk Stylesa. ‘Jesteś totalnym idiotą!’ zdawał się brzmieć.
‘Ja?! Ja jestem idiotą?! A ona to co?!’
Trzymając się za głowę, doczłapał do swego pokoju. Rzuciwszy się na łóżko, zasnął.
- Jess, on nie chciał! - zapewniał mnie Styles.
Czego nie chciał? Kto to był?! Pociągając nosem, wytarłam rękawami łzy.
- To się już więcej nie powtórzy, obiecuję.
- Harry... przytul mnie - załkałam. Nie panowałam nas sobą, całym ciałem pragnęłam bliskości.
Popatrzył na mnie zaskoczony, po czym objął silnymi ramionami. Wtuliłam twarz w jego szyję, powstrzymując łzy.
- Kto to był?
- Zayn, mój współlokator
Ścisnęłam go mocniej, był taki troskliwy, opiekuńczy. Taki wspaniały.
- Już dobrze? - zapytał z typową dla siebie troską.
- Tak - powiedziałam, nie do końca w to wierząc.
Załkałam, gdy odsunął się ode mnie. Czułam się jak idiotka, wariatka, ale cóż mogłam na to poradzić? Wciąż pragnęłam jego bliskości. Bliskości, której nie doświadczałam od bardzo dawna.
Sama zarzuciłam mu ręce na szyję, klnąc w myślach, że robię z siebie nienormalną. Znowu wtuliłam się w niego, napawając zapachem mego wybawcy.
W końcu, otrząsnąwszy się z transu, odkleiłam od niego, a me policzki zabarwiły się na kolor krwistej czerwieni. Uśmiechnął się do mnie szczeniacko. Debil.
- I co się tak szczerzysz? - warknęłam. To, że się zawstydziłam było wystarczająco poniżające.
Wytrzeszcz na jego ustach powiększył się, a ja miałam ochotę przeprowadzić operację jego rozweselonej twarzy, teraz, natychmiast. Biedny, miałby ‘errora’ na gębie do końca życia.
- Chodź, opatrzę ci rany.
Rany? Jakie znowu rany?!
- Co się tak patrzysz? Spójrz lepiej na swoje nogi - powiedział, potrząsając głową.
Zrobiłam, co kazał. Rzeczywiście, moje dolne kończyny zdobiło kilka otwartych ran i całe litry krwi. Gdzieniegdzie można było ujrzeć małe szkiełko wbite w skórę.
- O mój Boże - wychrypiał.
Podniosłam swój niewzruszony wzrok ku jego twarzy. Emocje na niej różniły się od moich.
Zatkał sobie usta dłonią, fioletowiejąc.
- Harry, uspokój się. Wyjdź, ja sobie poradzę - mówiłam, patrząc jak z koloru fioletowego powoli przechodzi w biały. W zasadzie był już blady jak ściana. - Harry, jak brzydzi cię widok krwi…
- Brzydzi mnie? Jessica, my musimy jechać do szpitala!
Zaśmiałam się. Biedny, naprawdę nie widział poważnych sytuacji. To, w porównaniu z moimi poprzednimi ranami, pestka.
- Boże, Boże, Boże. Gdzie moja komórka?! Trzeba dzwonić po pogotowie! - darł się.
Niepokoiło mnie tylko to, iż co jakiś czas jego twarz zmieniała kolor. Nie znam się, ale to chyba niedobrze. Biegał w te i we w te, o mało co nie mdlejąc. Zachowywał się, jakbym rodziła.
Obserwując kolejne barwne zmiany jego twarzy, odnalazłam apteczkę. Zaciskając zęby, wyjmowałam te cholerne szkła, jeden po drugim. Moje oczy poczęły łzawić, na szczęście obcych ciał w mym ciele nie było dużo.
Wykonawszy tę czynność, oddychając szybko, polałam kończynę wodą utlenioną. Teraz to dopiero piecze!
Znalazłszy czysty opatrunek, uśmiechnęłam się. Cóż za luksusy!
- O mój Boże - powtórzył słabo.
Dopiero teraz zorientowałam się, iż poprzestał biegać, krzyczeć, mdleć i zmieniać kolor. Po prostu siedział naprzeciwko, rozdziawiając buzię z wrażenia.
- Żyjesz? - zapytał, podchodząc do mnie.
- Niestety - orzekłam beznamiętnie, kończąc zakładać opatrunek - ale już niedługo.
Przyglądał mi się dłuższą chwilę.
- Dlaczego nie chcesz sobie pomóc? - wyczułam w jego głosie bezradność.
- Po co? Co ja zrobię w życiu? Gdzie dojdę, mając taką przeszłość? Kto mnie zechce? - pytałam spokojnie.
Zamilkł.
- Widzisz. Naprawdę doceniam twoje starania, możesz dodać kolejny dobry uczynek do swoich osiągnięć życiowych. Pomogłeś mi, bardzo. Niestety, więcej się nie da.
Spuścił głowę. Podniósłszy ją lekko, ujrzałam łzy. Jego łzy, nie moje.
- Świat jest okrutny, Jess, ale dzieje się tak tylko i wyłącznie przez nas. Jeśli nie będziesz chciała tego naprawić, świat nigdy się nie zmieni - dodał, wychodząc: - Świat potrzebuje pomocy, ratując siebie, pomożesz mu, a on pomoże tobie.
Wyszedł, a ja nie miałam pojęcia co miał na myśli, mówiąc swe słowa.
Stałam w umysłowym odrętwieniu dopóty, dopóki przystojny brunet, nie wszedł do kuchni, całkowicie mnie lekceważąc.
Przyjrzawszy mu się dokładnie, stwierdziłam, iż przesadnie dba o swój wygląd.Włosy ułożone, świeciły tonami żelu. Na sobie miał czarną koszulę i rurki tego samego koloru. Z twarzy był naprawdę przystojny. Całkowite wrażenie psuły jedynie nadmiernie ‘zażelowane’ włosy, o których wspomniałam wcześniej. A pfe.
Spoglądnął na mnie swym zimnym wzrokiem; momentalnie odwróciłam twarz, dysząc lekko. Tak jak twierdziłam, przygotowana na ewentualne relacje z płcią męską, wykluczając Harrego, nie byłam.
Przełykając nerwowo ślinę, zabrałam się za sprzątanie szkła z podłogi. To, że uporczywie mi się przyglądał, rozpraszało mnie i przerażało coraz bardziej. Nawet ja, osoba w ogóle go nie znająca, wiem, iż różni się od Harrego diametralnie.
- Nawet mi się nie przedstawisz?
Drgnęłam w przestrachu. Odwróciwszy się do niego, napotkałam ten sam zimny wzrok.
- Jessica. Jessica  Smith - powiedziałam, przeklinając w myślach, że głos mi się załamał.
- Zayn Malik. Miło mi.
- Nawzajem.
Nie byłam pewna prawdziwości tego stwierdzenia.
- Skąd jesteś?
- Z bardzo daleka - rzekłszy, schyliłam się ponownie, by kontynuować swą żmudną pracę, w myślach zaś modląc się, ażeby ta wypowiedź go nie rozzłościła.
- Czyli? - nie dawał za wygraną.
- Z Polski.
Nie patrzyłam na niego, próbowałam uporczywie zakryć me zakłopotanie i strach w zbieraniu szkieł.
- To rzeczywiście daleko.
Kiwnęłam tylko głową, zgadzając się z nim.
- Przepraszam cię za to wcześniej...
Podniosłam wzrok, zaskoczona. Kolejny samiec, który stara się być dla mnie miły... lecz nie daj się zwieść Jess.
- Nic się nie stało.
- Na pewno nic cię nie boli?
- Nie.
Nastała cisza. Widać było, iż bije się z myślami. Przerażający chłód na chwilę zniknął z jego oczu.
- Dlaczego się mnie boisz? - zapytał, jakby z żalem.
Spuściłam wzrok.
- To dosyć trudne do zrozumienia.
- Czy ja nie wyglądam na wybitnie inteligentnego mężczyznę?
Mimowolnie zachichotałam.
- No dobra, nie wyglądam - uśmiechnął się - ale zrozumieć spróbuję.
- Może kiedy indziej.
Kolejny raz rozpoczęłam dzisiaj zbieranie resztek talerzy. Po chwili jednak, kucając, napotkałam na podłodze jego buty. Stał blisko, zbyt blisko.
Oddychając szybciej, niż zwykle, powoli wodziłam wzrokiem kolejno po częściach jego ciała, rozpoczynając od kostek zakrytych obuwiem, poprzez kolana, uda, brzuch, kończąc na oczach. Nim zdążyłam odgadnąć uczucia, które w danej chwili nim kierują, kucał obok mnie.
Przybliżywszy swą twarz na, w moim mniemaniu, niebezpieczną odległość, przyłożył dłoń do mojego policzka. Przełknęłam nerwowo ślinę. Pragnęłam rozpaczliwie zawołać Stylesa, lecz głos ugrzązł w mym gardle. Ten oto samiec przede mną był zbyt blisko, przypomniawszy sobie wszystkie dramatyczne przygody z płcią przeciwną, zamrugałam kilkakrotnie, ażeby uwolnić jedną, samotną łzę. Zdawał się jej nie zauważyć.
Mając zamknięte oczy, przybliżał uporczywie swe usta do moich. Uciekałam, cofając się do tyłu. Oparłam się rękami o podłogę, po czym zajęczałam cicho, gdyż akurat natrafiłam na szkiełka, które boleśnie wbiły się w skórę mych dłoni.
- Jesteś śliczna.- powiedział znanym dla mych uszu głosem. .
- Zostaw mnie. Błagam – wychrypiałam, krztusząc się łzami.
Odsunął się, zaskoczony.
- Jeszcze mnie zapragniesz - syknął.
Schowałam twarz w dłonie, tym samym plamiąc ją krwią.
- To ty zapragniesz błagać o litość, jeśli się od niej nie odsuniesz - warknął Harrold, który, nie wiem jakim cudem, znalazł się w kuchni.
Zayn charknął niczym pantera. Przybliżywszy się do niego, przez sekundę wymieniał z nim złowieszcze spojrzenia, miałam wrażenie, iż oboje cisną ze swych ślepi piorunami, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Miałam ochotę walnąć Harrego w łeb, bo się spóźnił, lecz równocześnie mogłabym go ucałować, że mnie uratował.
- Przepraszam cię, tak bardzo cię przepraszam - wyszeptał.
Wynoszę się stąd. Nie wiem jak, ani gdzie, ale się wynoszę. Nie mogę dłużej psuć jego życia, burzyć jego harmonii. Wynoszę się stąd, z tego świata. Na zawsze.
- Nie, Harry, to ja cię przepraszam.
Za to, iż nie potrafię uratować świata. Za to, iż nie potrafię uratować siebie.



___________________________________________________________
Znalazłam czas i napisałam kolejny rozdział ; ).
Jak się podoba ? Liczę na szczerze komentarze.
Jeżeli chcesz być informowana o nowy rozdziałach to pisz na moje gg 28613222

9 komentarzy:

  1. Matko... Dopiero dziś odkryłam to opowiadanie i jestem zdumiona! Piszesz świetnie! I do tego ciekawie! Pierwsza historia o 1D która nie jest usłana różami. Boski jak zresztą wszystkie... Nie mogę opanować słów uznania... Od dziś jestem twoją największą fanką!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaa! Kocham twoje opowiadanie! <3
    Nie jest słodkie, banalne.. jest cudowne!
    Twoje opisy przeżyć, sytuacji są tak dopracowane,że wszystko przewija się przed moimi oczami. Nie potrafię mojego podziwu dla ciebie wyrazić tutaj tak pięknie jak piszesz ty, masz talent! :) Jestem tak ciekawa, że chyba umrę jak będę musiała czekać na następny rozdział! Boże daj mi cierpliwość! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się jak najbardziej z wypowiedziami na górze. :) Twoje wypowiedzi są perfekcyjne i genialne opisane. Mam nadzieję, że Jess nie ucieknie od Harrego, a Zayn się ogarnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. wow świetny rozdział ; ) i Harry aw <3
    zapraszam do siebie http://with-everything-happening-today.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest świeeetny!
    Masz talent, czyta sie naprawdę świetnie :)
    Czekam na następnyy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niech ona się stamtąd nie wynosi! To zabije i ją, i Stylesa. Pozwolę sobie powiedzieć, że to jedno z moich ulubionych opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
  8. Podoba mi się ; ) zajrzysz? http://zacznij-isc-a-droga-sama-sie-znajdzie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. super kocham to opowiadanie
    napisz kiedy kolejny rozdział bo nie mogę się doczekać daj znać:*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy